Sposób na nudę sposobem na hejt.


Jeszcze nie wiem jaki charakter będzie miał ten wpis, ale piszę, bo pisać lubię. Piszę, bo mam czas i piszę, bo myślę, że mam coś do przekazania. Zawsze uważałem, że te trzy rzeczy definiują pisarstwo i może tak faktycznie jest, jednak za pisarza się nie uważam i zdecydowanie nie chcę nim być. Wracając jednak do ostatniego podpunktu czyli tego co chciałem Wam przekazać to myślę sobie teraz, że będzie to niezła apokalipsa. Dzieje się tak zawsze, gdy człowiek próbuje uszczypnąć zbyt wielu tematów, dlatego może ujmę je wszystkie razem bardzo ogólnie. Świat pędzi do przodu, a ja nie nadążam już totalnie ani za nim, ani za internetem, ani za ludźmi. Przeraża mnie myśl, że to wszystko stało się takie wrogie człowiekowi, choć powinno tak naprawdę mu służyć. Ciężkie tematy jednak zostawię na sam koniec, a z racji tego że jest to wpis z kategorii "CODZIENNOŚĆ" to i notka z początku będzie w zasadzie o niczym. 

Może zauważyliście, ale skończyły się wakacje. Niestety nie jestem już osobą, która rozróżnia dni tygodnia i wydarzenia w ciągu roku. Praca blokuje tę funkcję w mózgu, a rutyna dnia codziennego, tygodnia, czy miesiąca wciąga nas w wir pędzącego czasu. Nawet nie zdążyłem się obejrzeć, a dopiero co niedawno kupiony chomik (cztery lata temu) przez moją siostrę zdechł, skończyłem studia z dyplomem inżyniera w dłoni, moja córka skończyła dwa lata, na karku z żoną mamy trzecią rocznicę ślubu, a za niedługo pojawi się kolejny stworek w naszej rodzinie (tak, napisałem to, teraz już wszyscy wiedzą, ale teraz to już mogą). Pamiętam siebie jako chłopca, który grał w kosza po lekcjach i marudził, że musi iść na dodatkowy angielski. Pamiętam upalne lata, rowerowe wycieczki nad jezioro, namioty i ogniska. Teraz trudno mówić mi o sobie jako kimś dorosłym. Wciąż czuję się chłopcem i myślę, że to uczucie jeszcze długo we mnie pozostanie, choć moje priorytety zmieniły się diametralnie i z pewnością nie przypominają tych z lat dziecięcych. Ostatnimi czasy pisałem gdzieś na facebooku, że pracuję nad nowym projektem (mając tu na myśli projekt artystyczny, pisarstwo, fotografię). Musicie wiedzieć, że projekt ten chwilowo poszedł w niepamięć, ponieważ zająłem się razem z  kumplem, a zarazem szwagrem zupełnie nową sprawą, w którą bardzo wierzymy i chcielibyśmy, aby wypaliła. Chodzi tutaj o studio muzyczne. Ukończyliśmy studia na kierunku akustyki z specjalizacją reżyserii dźwięku, więc nieco wiemy, zajmujemy się nagrywaniem, obróbką dźwięku, a i oboje mamy na swoim koncie dyplomy z szkół muzycznych (z tego, bądź innego stopnia), dlatego uważamy że kompletnymi idiotami nie jesteśmy jeżeli chodzi o tak szaloną inwestycję jak studio. Z tego co się orientuję w Poznaniu nie ma za dużo takich miejsc, które za niewielkie pieniądze udostępniłyby miejsce rozwijającym się zespołom na próby, lub pomogły przy nagrywaniu nieco ambitniejszym grupom. Mnie osobiście nigdy nie jarało tworzenie własnej muzyki. Lubię grać, mogę zagrać wszystko, jednak bardziej interesowała mnie sama zabawa z muzyką. W sumie zawsze chciałem traktować muzykę jako zabawę, a nie jako konieczność np. przy wykonywaniu zawodu związanym właśnie z nią. Z pisarstwem miało być tak samo... Jednym słowem lubię podpierdalać na czymś ludzi niż wystawiać na opinię swoje własne schizofreniczne pomysły.

Może teraz nie z gruchy, ni z pietruchy, ale jak pewnie już sami zdążyliście zauważyć wygląd bloga uległ zmianie (tak, sam napisałem sobie kod pod szablon), a wraz z zmianą przyszło nieco więcej weny i zaczęły pojawiać się nowe wpisy. Sprawa ma się tak, że moja praca nie jest wymagająca i mam w niej sporo czasu. Ujmując to krócej nudzę się kurwa! Nie narzekam, bo jako dźwiękowiec zarobki mam niemałe, a spokój i klimat mojego obecnego miejsca pracy jest zadowalający i zapewne niejeden chciałby mieć taką posadę. Ja jednak wolę kiedy coś się dzieje, mogę coś porobić, a czas podczas codziennych obowiązków leci jakoś szybciej. Niestety tutaj tego nie mam, a moim zadaniem jest pilnowanie nagłośnienia na sali i przyjmowanie grup wycieczkowych zazwyczaj w wieku gimnazjalnym (trzeciej gimnazjum, kiedy to nauczyciele na siłę targają swoich uczniów po różnych instytucjach, aby pokazać im różne zawody, by w końcu zdecydowali się co zrobią z swoją przyszłością). Przy drugiej jednak takiej wycieczce zdarzyła mi się pewna nieprzyjemność... Tak, uznajmy to za nieprzyjemność. Opowiadając prawie o dziesięć lat młodszym osobnikom gatunku ludzkiego (chyba) na czym polega moja praca, pewna dziewczyna przerwała mi moją wypowiedź pytając się czy może zadać mi pytanie. Rad z faktu, że ktoś w ogóle jest zainteresowany (jakby mnie to obchodziło, jak płacą to i do małp w zoo mogę gadać), przerwałem swoją wypowiedź i pozwoliłem jej na owe pytanie.

"To sygnet czy obrączka?" - usłyszałem po chwili razem z chichotem innych dziewcząt i marnym upomnieniem nauczycielki, która chyba nawet się nie przejęła, że jedna osoba głupim pytaniem przerwała całą organizację pracy. Dobra już nawet nie chodzi o przerwanie. Równie dobrze mogła spytać się gdzie są toalety (choć jestem zwolennikiem samodzielności, cichego wymknięcia się i samotnych poszukiwań klopa). Mnie zastanawia tylko czy młoda przegrała zakład czy dzisiejsza młodzież ma na celu utrudnienie komuś życia, a może faktycznie ma już tak nasrane w głowie, żeby zadawać takie pytania, bo serio interesuje ich odpowiedź na nie. Nieco zmieszany zaśmiałem się i kontynuowałem swoją wypowiedź. Nie zamierzałem kłamać, ani opowiadać o swoim prywatnym życiu. Byłem w pracy. Jedyne co mnie przeraża to sama forma. Ja rozumiem, że są odważni ludzie, że sięgają po swoje marzenia bez żadnego zawahania i że stoją twardo na ziemi, kiedy próbują podbojów miłosnych, jednak to była już bezczelność. Pomińmy już naprawdę fakt, że znajdowaliśmy się w miejscu pracy, że różnica wieku wcale nie była taka mała i że nie byliśmy sami, a w towarzystwie mojego współpracownika, nauczycielki i z pewnością co najmniej dwudziestoosobowej grupy. Czy ktoś normalny podchodzi na ulicy i zadaje bez żadnego "cześć" takie pytanie? Jeżeli tak wyglądają przyszłe kobiety to zajebiście współczuję facetom. Choć pewnie kobietom w przypadku facetów też powinienem współczuć. Zero subtelności, tajemnicy i jakiegoś, jakiegokolwiek wychowania. Bezpośrednie kobiety chyba nigdy do mnie nie przemawiały, a bezczelne to już w ogóle (powiedział ten co bezczelny nie jest). Planeta małp! A mówiłem, że jak płacą to i do małp gadać mogę! Ot co!

A teraz długo wyczekiwana część... Przynajmniej przeze mnie. Tak więc trzy, dwa, jeden i...

#StopMowieNienawiści
Naprawdę nie wiem co dzieje się z tym światem, ale jestem bardzo zaniepokojony. Nie uważam się za kogoś milusiego, potrafię powiedzieć kilka niemiłych słów, a w dodatku jestem cholerykiem z przejawami lekkiej nietolerancji. Uważam tak, bo wciąż nie do końca rozumiem homoseksualistów, czy ekologów, ale zdaję sobie sprawę z tego, że są oni po prostu ludźmi i również mają prawo do życia i nie muszę ich obrażać tylko za to, że nie rozumiem ich świata. Oni za pewne nie rozumieją mojego. Chociaż w sumie to jestem nietolerancyjny. Nie toleruję ciemnoty, bezsensownych, pełnych nienawiści komentarzy i zadziorności ludzkiej, która tylko popycha młodych użytkowników internetu, by kłócić się o swoje racje używając przy tym wulgaryzmów i pełnych złości zdań zamiast argumentów. Mógłbym tutaj rozpisywać się o wiecznym konflikcie myśliwych z niedawno założoną stronką Ludzie Przeciw Myśliwym, mógłbym pisać o uchodźcach, o wydarzeniu na facebooku "Nie zostanę ojcem/matką w 20015", które naprawdę sprawiło, że moja krew zaczęła wrzeć. I nie chodzi mi tutaj, że nie zgadzam się z czyjąś opinią czy poglądem, bo nie boli mnie to, że jakaś grupka internautów obraża mnie jako myśliwego, przeciwnika imigrantów czy jako ojca. Denerwuje mnie fakt, że ludzie piszą takie rzeczy. Tak okropne rzeczy. Rzadko trafiają we mnie takie obelgi, ale są ludzie, którzy się tym przejmują. Jeżeli jesteś obrońcą zwierząt to znaj się na tym! Zrozum podstawy ekosystemu, funkcjonowania przyrody, w której człowieka nie obowiązuje już dobór naturalny i przestań pisać, że podpalisz myśliwego tylko dlatego, że ustrzelił dzika! Jeżeli jesteś myśliwym to pozostań myśliwym, którego obowiązują pewne ograniczenia i prawo. Kłusownictwo to zupełnie inny kawał chleba. Uchodźcom osobiście mówię "do widzenia". Po prostu nie wyobrażam sobie ich kultury w naszej, nie wyobrażam sobie Polski, która i tak już marnie sobie radzi. Potrzebujemy kogoś kto napędzi nam gospodarkę, a nie tylko ją obciąży kolejnymi bezrobotnymi i zasiłkami. Rozumiem jednak, że to ludzie, że część z nich spotkało nieszczęście i nie zasługują na takie słowa z strony Polaczków. Co do wydarzenia o rodzicielstwie to chyba brak mi słów. Miało ono promować świadomą decyzję. Zamieniło się jednak ono w forum czystej nienawiści. Pisanie o dzieciach, które nie są niczemu winne, o ich matkach, które najczęściej poświęcają wszystko dla dobra dziecka. Najbardziej przeraził mnie odzew matek, które zaczęły pokazywać swoją figurę, by udowodnić internautom, że wcale nie są takie jak wypisywali wcześniej hejterzy. To normalne? Obrażają Ci dziecko, a Ty chwalisz się sylwetką? Zawsze są dwie strony medalu i zawsze obie strony są winne. Miałem się nie rozpisywać o tych przykładach z ostatnich dni/tygodni, ponieważ znowu przypadkiem uruchomię ten cały mechanizm nienawiści. Nie jestem w stanie wyrazić tego o co mi chodzi, a wiem, że są czytelnicy, którzy nawet nie będą próbować tego zrozumieć. Chwycą jedynie klawiaturę i pociągną dalej sznureczkiem, tylko dlatego, że nie potrafiłem ubrać swoich myśli w słowa. Wracając jednak do tematu. Dwie przeciwne strony rzadko się dogadają i zawsze będzie wojna, ale po co tyle zbędnych słów? Ja już nie zahaczam o temat typowej nietolerancji, kiedy jeden człowiek krzywdzi drugiego tylko za coś co było niezależne od niego. Chodzi mi tutaj typowo o poglądy na dany temat. Rozmowa polega na wymianie argumentów, a nie na dosraniu komuś. Użyję więcej raniących słów to będę lepszy. Naprawdę? To w dzisiejszych czasach definiuje silnego człowieka? Najbardziej przerażające jest to, że piszą to dzieci. Dzieci, które powinny żyć jeszcze beztroską, które powinny zachwycać się światem, a nie jechać ludzi w internecie od pedałów! Ja wiem, że wiek gimnazjalny to taki okres w życiu, kiedy każdy z nas chce mieć swoje unikatowe zdanie, że chce stawić czoło wszystkim znanym mu wartościom i pokazać pazur, że jest się niezależnym, ale do cholery jasnej! Czemu w taki sposób? Nadejdzie chwila, kiedy w końcu zrozumieją, że nie trzeba mieć opinii na każdy temat, że słuchanie czyichś argumentów i zgadzanie się z nimi nie jest złe, że nie trzeba zawsze przyjmować przeciwnej strony, by robić z siebie kogoś "unikatowego". Wiem, bo sam zawsze robiłem wszystkim na przekór byle tylko odseparować się od ogólnie krążącego światopoglądu, ale nie było we mnie tyle nienawiści. Nie rzucałem kurwami ot tak, nie wyzywałem ludzi od pedałów, nie wysyłałem nikogo do psychiatryka i nie obrażałem rodziców znajomych. Jeżeli miałem ochotę komuś dojechać robiłem to w inteligentny sposób zważając na słowa. Są sprawy, których się nie porusza i od tego mamy mózgi, aby się pilnować. Nie twierdzę, że jestem święty. Nie raz, nie dwa wyrwało mi się coś pod wpływem emocji, czego nie powinienem mówić... ale nie było to bezkarne. Poniosłem tego konsekwencje. W internecie nie ma konsekwencji. Nie ma żadnych zasad już praktycznie i mam wrażenie, że staję się pomału bohaterem "Tanga" Mrożka. Ale komu się chce walczyć z tym chaosem. Walka z wiatrakami mnie nie jara, dlatego też wrócę do swojej starej techniki omijania takich portali, wypowiedzi, wydarzeń czy tematów. Nie czytam, nie denerwuję się, nie piszę. Polecam każdemu. Świat od razu choć trochę odpocząłby od tej całej nienawiści. To mój ostatni taki manifest. Unoszenie się i próby walki z hejtem to jak opowiedzenie się po stronie pacyfistów w wojnie pacyfiści vs. hejterzy. Kolejna jatka, której nie idzie powstrzymać i która niesie za sobą tyle zła. Najlepiej więc jest milczeć i ćwiczyć silną wolę zostawiając klawiaturę w spokoju. Bo jak mówi wszystkim znane nam przysłowie? "Mowa jest srebrem, a milczenie złotem".

Na koniec zostawię Was jednak z pewną myślą. Idąc tropem filozoficznym...
Czy jestem nietolerancyjny dla nietolerancyjnych? I ot co koło zamknięte. Chujnia. 

5 komentarze

  1. Popieram Twoje słowa w 100%.
    Teraz "obeznanie" w jakimkolwiek temacie polega na przeczytaniu kilku zdań (obejrzenia filmiku na youtube) jakiegoś totalnego idioty, który sam nie wie, co mówi/pisze i nawet nie budowaniu swojej opinii na dany temat ], czy szukaniu informacji. Te kilka słów jak widać wystarcza po to, aby w Internecie (nie oszukujmy się, kto się spotyka teraz ze znajomymi, aby nawzajem się powyzywać, obrażać i uważać, że moja racja jest lepsza, bo jest mojsza) przyczepić się do kogokolwiek, zwyzywać, naładować w komentarz masę wulgaryzmów, które służą za znaki interpunkcyjne, tylko po to, aby.... no właśnie nie wiem po co, bo nawet się chyba nie można jakoś wybitnie dowartościować tym, że kogoś się potraktuje jak śmiecia, właściwie za nic - czyli za własny pogląd na daną sytuację.
    Też nie czytam prasy, nie oglądam wiadomości, nie czytam też Onetów, Wp i innych, bo jak wiadomo, informacje są tam cholernie wybiórcze, przefiltrowane i złagodzone, tak aby były podpasowane do grona odbiorców - baranów.
    No, jak ktoś nie ma swojego rozumku, to chłonie takie bzdury jak gąbka wodę.
    Ogólnie też mam gdzieś takie "konflikty" i "wojny na hejty", o ile bezpośrednio nie dotyczą mnie bądź bliskich mi osób.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na ulicy też spotyka się bandę baranów, która również nie ma sobie nic do powiedzenia prócz przykrych słów. to nie dzieje się tylko w Internecie. Chodzi o zaprzestanie używania takiego języka. Bo szczerze? Idąc ulicą i widząc czternastoletnią dziewczynkę (dla mnie to już dziewczynka niestety wiekowo), która krzyczy do innej "zajebię cię ty mała suko" i nie umie wykrztusić z siebie nic więcej jak te kilka wulgaryzmów to ja dziękuję za takie społeczeństwo pełne przemocy. Chyba już nawet w realnym świecie nikt nie przejmuje się konsekwencjami swoich czynów, ani nikogo nie dręczą wyrzuty sumienia za sprawienie komuś przykrości. Internet wychowuje nam kolejne pokolenia bezdusznych potworów. Z pewnością jest wiele osób normalnych, nie twierdzę, że wszyscy są tacy, ani że większość... Po prostu tylko widać tę nienawiść, bo kto bardziej normalny i łagodny się skryje wiedząc, że nie ma sensu ani się odzywać i kłócić z hejterami.

      Usuń
    2. Ja o tych dzieciaczkach nawet nie chcę słyszeć...
      Dla mnie to jest nie do pomyślenia, żeby do kogokolwiek powiedzieć "ty suko", nawet w żartach. Wyzywanie kogoś od najgorszych (nawet mając powód) jest dla mnie oznaką słabości, brakiem zasobów języka i brakiem mocnej argumentacji w kłótniach.
      Zdarzyło mi się pójść raz po moją 11letnią kuzynkę do podstawówki, moja noga już więcej tam nie postanie. Szkoła, w której sama się uczyłam, a dzieciaki nawet już nie szanują nauczycieli. Kiedyś nauczyciel budził jakiś respekt, a teraz? Gówniarz zwyzywa tego biednego człowieka, a on się nawet obronić nie może, bo będzie mieć przesrane w życiu.
      Nie umiem pojąć, jak można wyżywać się na kimś psychicznie bądź fizycznie. Przecież są takie osoby, które takiego traktowania nie potrafią znieść, bo ich psychika nie jest odporna, a potem słyszy się w wiadomościach czy czyta się artykuły, że dziewięcioletnie dzieciaki popełniają samobójstwa, a rówieśnicy się jeszcze z tego cieszą. Banda początkujących kryminalistów, psychopatów. I nie wiem kto jest gorszy: rodzic, który takie dziecko broni tekstem "ale mój X jest taki kochany i NA PEWNO się tak brzydko nie zachowuje, nauczyciele wszystko wymyślają" czy samo dziecko. Wina też leży w wychowaniu takiego młodego człowieka. Słucham niemalże codziennie takich kwiatków od mamy i miałam do czynienia z takimi dziećmi i nie wiem, jakim cudem ci biedni nauczyciele jeszcze nie zrobili w szkole masowego mordu.

      Aż strach wychowywać dzieci w takim społeczeństwie...

      Usuń
    3. "jakim cudem ci biedni nauczyciele jeszcze nie zrobili w szkole mordu"....
      A po co? Żeby odpowiedzieć nienawiścią na nienawiść? To jest problem tego świata. Zamknięte koło nienawiści. Nie wiem czy wszystko należy zganiać na to tak zwane beztroskie wychowanie. To wina głównie braku kontaktu, przemocy zawartej w internecie i natury ludzkiej. Bo od zawsze reagowaliśmy agresją na agresję, tyle że teraz to widać, bo mamy szybki dopływ informacji. Kiedyś za obrażenie kogoś dostało się w mordę lub zobaczyło smutną twarz obrażonego i to działało hamująco. W internecie nikt nie okaże słabości tylko będzie bezsensownie brnął dalej w dyskusję skazując siebie tylko na jeszcze większą krytykę. A jak wiadomo taka wymiana zdań może trwać bez końca. Nikt też nie pojedzie do kogoś i mu nie przyłoży. Tu już nie chodzi o wygraną czy obrażanie kogoś. Pisząc, by komuś dosrać sami skazujemy się na stos obelg. Jeżeli już ludzie nie umieją zadbać o dobro drugiego człowieka, to niech chociaż zadbają o siebie i o swoje nerwy.

      Usuń
  2. "Mnie zastanawia tylko czy młoda przegrała zakład czy dzisiejsza młodzież ma na celu utrudnienie komuś życia, a może faktycznie ma już tak nasrane w głowie, żeby zadawać takie pytania, bo serio interesuje ich odpowiedź na nie."

    A wiesz, że to mogła nie być żadna z powyższych opcji? Mogła po prostu być ciekawa, a to, że razem z koleżankami chciały spytać, to może sugerować jedynie, że byłeś na tyle intrygujący, że przyszło im do głowy to pytanie, a one same na tyle jeszcze naiwne, że nie wybiegały myślami, tak jak to robią dorośli, w "a ile on ma lat? A czy to ma sens?" itd.

    Wiesz, że ona po prostu była zajebiście odważna? I nie było w tym NIC bezczelnego, bo, uwaga, nosisz obrączkę NA PALCU i z jakiegoś powodu tak sobie społecznie ustaliliśmy, że obrączkę nosi się w widocznym miejscu, a ślub jest swego rodzaju granicą między "to moja prywatna sprawa" a publicznym przyznaniem się, że "oto właśnie, przy świadkach, z tą kobietą, chcę do końca życia".

    Nie spytała Cię o nic, czego nie widać było na pierwszy rzut oka i czego sam nie chciałeś pokazać. Nie spytała Cię w sposób, który by Cię w jakiś sposób oceniał czy obrażał (jeśli zostało to sformułowane tak, jak piszesz).

    Piszesz, że ludzie wokół, różnica wieku. Ale to Ty nadałeś temu pytaniu tło potencjalnego podrywu/intymności itd. Dla niej to było najprawdopodobniej najzwyczajniej w świecie zaspokojenie głupiutkiej ciekawości i sensacja na resztę dnia. Ot, tyle.

    Musiałam napisać, bo zirytowało mnie Twoje podejście, Twoje "zdiagnozowane" małej i sprowadzenie wszystkich kobiet, czy w ogóle młodzieży, której na czymś zależy i działa, nie szkodząc przy tym nikomu, do "bezczelności".

    OdpowiedzUsuń