Anglia czyli jak zostać emigrantem na kilka miesięcy.

W zasadzie za każdym razem, kiedy biorę się za pisanie notki o jakiejś podróży to staram się przekazać jak najwięcej jakiś praktycznych informacji, albo opisać krajobrazy, pokazać zdjęcia podzielić się przemyśleniami na temat kultury, zachowań obcokrajowców czy też zrecenzować jedzenie albo nawet i udzielić kilku porad. Problem tkwi w tym, że dopiero przy ostatnich swoich wyjazdach zacząłem zwracać uwagę na takie szczegóły. Wcześniej nie obchodziły mnie zniżki, tricki, ani nawet jedzenie czy ludzie co widać w poście o Francji, który jest krótki, i w którym starałem się zawrzeć z trudem wykrzesane z pamięci jakieś szczegóły. Prawda jest taka, że były to rodzinne wakacje i większość formalności załatwiali rodzice, a mnie, smarkacza z gimnazjum, obchodziło tylko jedno - jak: 

  • wyrwać się z niewoli rodzicieli
  • uniknąć nudnych wycieczek krajoznawczych
  • napić się potajemnie wina
  • siedzieć cały dzień w pokoju grając na chińskiej konsoli, którą z trudem przemyciłem w swoim bagażu. 

Tak, to ten wiek, w którym podróż z rodzicami była przypałem, a rodzinne spacerki największą karą jaka mogła spotkać człowieka. Bo po co korzystać z darmowych wakacji i cieszyć się podróżą no nie? Niemniej jednak nie byłem, aż tak wybredny i na swój sposób korzystałem z tych wyjazdów, jednak opisywanie tego nie ma dla mnie sensu. Notki te przypominałyby raczej spotkanie trzech starych znajomych, którzy w zasadzie w trójkę nigdy się nie trzymali, tylko raz po raz jeden z drugim i nagle ten jeden z drugim zaczęliby wspominać stare dobre czasy. Efekt? Dwóch się świetnie bawi, trzeci siedzi i nie wie co jest grane. Dlatego przemyślenia na temat podróży prawie sprzed dekady zostawię na wieczór kawalerski mojego brata, z którym niecnie realizowałem wyżej wymienione podpunkty. Myślę, że historie o tym jak strzeliłem focha i po tygodniu DWUtygodniowych wakacji wróciłem sam do domu, albo o tym jak nas okradli czy jak bardzo nabijałem się razem z siostrami z brata, który miał niemiłe spotkanie z jeżowcem nikogo by nie bawiły. Tak więc właśnie kilka notek przepadło, ponieważ większość moich podróży to były właśnie wakacje rodzinne, albo szaleństwa podczas, których w zasadzie niczego innego jak upojenia alkoholowego nie doświadczałem. Także tak pokrótce poniżej państwa, w których byłem jako dzieciak, i o których notki się nie pojawią, chyba że dostanę nagłego olśnienia i przypomnę sobie co nieco, albo ponownie je odwiedzę:

Hiszpania (2004) | Chorwacja (2005) | Portugalia (2006) | Niemcy (2007) | Grecja (2007) | Czechy (2008) | Francja (2008) | Słowacja (2008, 2009, 2012) | Włochy (2009) | Grecja (2012)


Jak widzicie, podczas pierwszego wyjazdu do Hiszpanii miałem jakieś jedenaście lat i szczerze? Mało co pamiętam. Dopiero ponowne odwiedzenie tego kraju przypomniało mi fajne czasy dzieciństwa i pomogło zrozumieć, że podczas takich wyjazdów trzeba mieć wszystkie zmysły wyostrzone i trzeba chłonąć! Wszystko. W zasadzie każda kolejna podróż była jakimś rodzinnym wyjazdem latem w tereny nadmorskie danego państwa czy też zimą, bardziej już w góry i na narty (np. Czechy, Słowacja, Niemcy). Wyjątkiem był wyjazd w 2008 roku na Słowację, podczas którego przywitałem Nowy Rok razem z rodzeństwem i znajomymi (i gipsem, bo złamałem wtedy obojczyk - ale o tej historii, również nie będę rozprawiać). Wisienką na torcie jest jednak wypad do Grecji w 2012 roku. Była to spontaniczna decyzja podjęta w zasadzie przez moich kumpli i brata, którzy łapiąc okazję last minute postanowili urządzić mi wieczór kawalerski. Także... o tym to na pewno nie chcę rozprawiać. Jednak, żeby zbytnio nie puszczać wodzy fantazji, muszę powiedzieć, że Kac Vegas to, to nie był. Bez przesady mi tam!

Ten wpis będzie o jednym z państw, o którym mogę z ręką na sercu powiedzieć, że zamieszkiwałem, poznałem i... mniej lub bardziej pokochałem. Do Anglii, bo o niej mowa wracałem niejednokrotnie w celach zarobkowych, w zasadzie tylko w tym celu udawałem się do Londynu. Raczej nie miałem innego powodu, choć z góry zakładałem, że w wolnym czasie przemierzę ten kraj wzdłuż i wszerz co prawie mi się udało. Anglia jest też jedynym krajem, który zobaczyłem o każdej porze roku, więc nie zdziwcie się jeżeli na jednym z zdjęć będzie dawać pełną mocą słońce, a na drugim będą zaspy śniegu. Podobnego wpisu doczeka się jeszcze Irlandia, w której spędziłem dwa miesiące (pracując i zwiedzając) i Dania, do której pojechałem na pół roku nie tylko po hajsy, ale też i w celach edukacyjnych!


Jeżeli chodzi o Anglię to naprawdę trudno mi wybrać miejsca i rzeczy, które są warte wspomnienia czy zobaczenia, ponieważ jest tego naprawdę sporo. Jestem takim człowiekiem, który jeśli tylko dobrze się do czegoś nastawi to dosłownie jestem w stanie zajawić się wszystkim. Tak było między innymi z Londynem, ponieważ pierwszy raz zobaczyłem to miasto mając jakieś piętnaście albo szesnaście lat. Na tamten czas bardzo jarał mnie zachód. Jarał mnie Szekspir, jarały mnie brytyjskie filmy i w ogóle aktorzy, jarały mnie zespoły, jarał mnie ich akcent, kultura i historia. W ogóle byłem bardzo dobry z historii (jakiejkolwiek, nie pytajcie mnie czemu studiuję na polibudzie zamiast siedzieć w jakimś rowie z pędzelkiem i szukać kości) i będąc smarkaczem z trzeciej gimnazjum, marzył mi się jakiś tam Oksford (z tych górnolotnych marzeń) albo przynajmniej wyjazd za granicę, bo Polska była przecież be, żal być Polakiem i jak ogromnego trzeba mieć pecha, żeby się nim urodzić. Wiecie takie typowe, gimbusowe myślenie.

Dobra, ale od czegoś trzeba zacząć.

Dziesięć oczywistych atrakcji Londynu, które musisz zobaczyć


  1. Big Ben z pałacem Westminster - czyli najbardziej oczywista oczywistość. Jak Londyn to i Big Ben czyli dzwon w wieży zegarowej pałacu Westminster. Może trochę banalne, ale to wstyd być w Londynie i nie strzelić sobie selfie z najbardziej popularną częścią wspomnianego przeze mnie pałacu. W sumie Big Ben znajduje się chyba w top dyszce, albo i nawet top piątce miejsc, przy których ludzie najczęściej robią sobie selfie. W samym pałacu (inaczej Houses of Parliament) obraduje parlament Wielkiej Brytanii, odbywają się ważne ceremonie, ale i też... jest po prostu atrakcją turystyczną, która widnieje jako oczywista pozycja na liście TOP miejsc Londynu. Nie da się ukryć, że bez takich symboli Londyn... nie byłby Londynem.
        
  2. Buckingham Palace - rezydencja brytyjskich władców od XIX wieku. Aktualnie pałac zamieszkuje królowa Elżbieta II i jeśli tylko przebywa w swojej rezydencji to wywieszona jest specjalna flaga. Nie ukrywajmy jednak, że spotkanie samej królowej graniczy praktycznie z cudem. Możemy natomiast zobaczyć codziennie zmianę warty gwardii królewskiej, której ceremoniał trwa około czterdzieści pięć minut. Czasami jednak z powodu brzydkiej pogody ceremonia jest odwoływana, dlatego warto sprawdzić na stronce internetowej harmonogram zmian (o której i w jakie miesiące) i czy danego dnia się odbędzie. Zwiedzanie samego pałacu jest dostępne tylko i wyłącznie pod nieobecność królowej. Zazwyczaj można zobaczyć królewskie apartamenty za cenę powyżej dwudziestu funtów. Okres zwiedzania również należy sprawdzić na stronie, ponieważ nigdy nie wiadomo, kiedy królowej zachce się wyjechać na wakacje. Ogólnie rzecz biorąc pałac ten jest największym pałacem na świecie, w którym nadal mieszka rodzina królewska. Mieści się w nim siedemset siedemdziesiąt pięć pokoi. W tym ponad siedemdziesiąt (chyba) łazienek. A potem, że ludzie żyją spokojnie i bezkonfliktowo... Jakbym miał w mieszkaniu chociaż dwie łazienki to połowa moich zmartwień odeszłaby w niepamięć.
        
  3. London Eye - ciekawostką jest chyba fakt, że pełna nazwa (czy też oficjalna) największego koła na świecie to Coca Cola London Eye. Ten diabelski młyn do pełnego obrotu potrzebuje aż trzydziestu minut, dlatego z spokojem można się przyzwyczaić do wysokości. Samo koło usytuowane jest w centrum turystycznej części miasta, dlatego widoki są przednie np. u szczytu nie dość, że można podziwiać całą panoramę miasta to na pierwszym planie mamy największy symbol Londynu - Big Bena. Widać z niego także Tower Bridge, Parlament i opactwo Westminsterskie. Młyn ma sto trzydzieści pięć metrów wysokości i posiada bodajże (o ile dobrze pamiętam) trzydzieści dwie kabiny, które są w pełni oszklone i klimatyzowane. Same "wagoniki" to mini pomieszczenia, po których można przemieszczać się bez przeszkód, ponieważ poruszanie się koła jest nieodczuwalne. Dlatego jeśli planujesz romantyczną randkę we dwoje (zapiętych w pasy jak w wesołym miasteczku) to muszę cię rozczarować. Towarzyszyć będzie ci co najmniej dziesięć innych osób (najczęściej Azjatów) poruszających się swobodnie po kabinie i pstrykających bez przerwy zdjęcia. W sumie... Chuj z drugą połówką nie? Sam będziesz pstrykać zdjęcia.
       
  4. Tower of London - królewska forteca mieszcząca się na północnym brzegu Tamizy. Najstarszą częścią tej budowli jest Biała Wieża, która mieści w sobie arsenał broni, natomiast w skarbcu przechowywane są klejnoty królewskie oraz ważne insygnia koronacyjne. W zasadzie twierdza od zawsze pełniła rolę pałacu, ale też i więzienia. Przed wiekami osadzeni byli tu między innymi Thomas Moore czy królowa Anna Boleyn. Strażnikami twierdzy są Yeomen Warders, którzy dzisiaj pełnią rolę przewodników. Nie są jednak jedynym symbolem twierdzy. Dużą rolę pełnią kruki i związana z nimi legenda, która głosi, że dopóki na wieżach Tower będą żyły kruki, tak długo trwać będzie imperium brytyjskie. 
       
  5. Tower Bridge - czyli kolejny przykład rodem z pocztówki, a jest nim most zwodzony z dwiema wieżyczkami w stylu wiktoriańskim (jak większość budowli w Londynie?), który łączy oba brzegi Tamizy. Przespacerowanie się dolnymi chodnikami na pierwszym poziomie jest darmowe. Drugi poziom znajduje się na wysokości około czterdziestu metrów i niestety wstęp jest odpłatny. Aktualne ceny również można sprawdzić na oficjalnej stronie mostu, niemniej jednak koszt biletu raczej nie przekracza dziesięciu funtów. Największą atrakcją jest chyba szklana podłoga na drugim poziomie, dzięki której można zobaczyć spacerujących turystów na chodnikach u dołu mostu oraz jezdnię, po której jeżdżą auta i czerwone autobusy. Przy odrobinie szczęścia (no dobra, trzeba mieć ogromne szczęście) można również zobaczyć z góry statki przepływające pod nami, kiedy to raz na ruski rok podniosą ten cholerny most. 
       
  6. Katedra św. Pawła - czyli mniejsza oczywistość, jednak mam nadzieję, że wszystkim znana, albo chociaż kojarzona z wyglądu. Jest to jeden z największych kościołów na świecie, który charakteryzuje się ogromną kopułą, bodajże drugą na świecie co do wielkości. Najlepszy widok na katedrę jest z góry, jednak aby doświadczyć takiego widoku trzeba trochę pokombinować. O tym w dalszej części postu. 
       
  7. Trafalgar Square - centrum wszystkiego, a przynajmniej dla mnie był to centralny punkt, z którego można pójść w każdą stronę i w każdej z tych stron znajdzie się jakąś atrakcję turystyczną albo coś ciekawego. Jeżeli chcesz zobaczyć największe zbiorowisko czerwonych autobusów to plac ten jest najlepszym do tego miejscem. Przez cały dzień wokół niego krążą wszystkim znane nam, charakterystyczne pojazdy, ponieważ przebiega tutaj około dwadzieścia linii autobusowych. Większość osób odpoczywa na schodach galerii lub przy fontannach, a w kawiarniach znajdujących się nieopodal można za darmo doładować telefony i skorzystać z sieci WiFi. (Dlaczego o tym wspominam? Bo dziesięć lat temu to był luksus, dzisiaj codzienność) Na środku Trafalgar Square znajduje się kolumna admirała Nelsona, pod którą stoją posągi czterech lwów, a przy samym placu umieszczone są dwa godne zobaczenia muzea.
       
  8. Oxford Street - najpopularniejsze miejsce, gdzie można zrobić zakupy, choć moim zdaniem niekoniecznie najlepsze. W zasadzie najczęściej znajduje się tutaj milion ludzi na metr kwadratowy, a smród spalin jest w stanie przyprawić o mdłości, jednak i tak bardzo polecam to miejsce. W sumie Oxford Street miałem okazje zobaczyć zimą, w grudniu, gdzie można oglądać najfajniejszą w Londynie bożonarodzeniową iluminację i jeśli ktoś miałby okazję być w Londynie o czasie świątecznym to polecam przespacerować się właśnie Oxford Street!
       
  9. Hyde Park - czyli najsłynniejszy park w Londynie. Szczerze mówiąc miałem okazję powałęsać się również po innych parkach, jednak sprawa ma się tak, że pewnie nikt nie jest w stanie zliczyć ile parków znajduje się w Londynie, dlatego najlepiej odwiedzić ten najsłynniejszy i ten w centrum, czyli Hyde Park. Bo nie odwiedzić żadnego to trochę wstyd już. Hyde Park jest jednym z ośmiu królewskich parków (cóż za nowość), a jego powierzchnia to ponad sto pięćdziesiąt hektarów. Fajną sprawą w tym parku jest Speakers Corner, gdzie można wygłosić swoją mowę. W sumie można powiedzieć co się chce. Ważne, żeby nie obrażać królowej. Poza tym w gorące dni możemy skorzystać z ochłodzenia jakim jest kąpiel w jednej z fontann. Pływanie z kaczkami jakoś mnie nie zachęca do zbliżania się do wody, jednak możliwość wypożyczenia łódki lub roweru wodnego już tak. Także widok dzieci w fontannie jest całkiem normalny. Ba! Po trudach zwiedzania można przyjść, usiąść na trawie i uciąć sobie drzemkę co w sumie również jest na porządku dziennym.
       
  10.  Piccadilly Circus - kolejna wizytówka Londynu słynąca z gigantycznych reklam świetlnych umieszczonych na półokrągłym budynku. Neony jednak najlepsze są nocą, dlatego sugeruję wybrać się w to miejsce wieczorem. Ogólnie rzecz biorąc jest to chyba najbardziej popularne skrzyżowanie w Londynie. Nieopodal znajduje się Little Britannia czyli ogromny sklep z pamiątkami. Blisko stąd również do Leicester Square, gdzie znajdują się dwa najważniejsze i najbardziej popularne kina - Empire i Odeon. To właśnie tutaj odbywają się premiery i rozwijane są czerwone dywany. W okolicy znajduję się również Soho i China Town. 
Big Ben znad Tamizy
Tower of London
Katedra św. Pawła
Trafalgar Square
Oxford Street w grudniu
Hyde Park
Piccadilly Circus

Gdzie robić zakupy w Londynie?

Ogólnie sprawa ma się tak jak w każdym mieście turystycznym. Jest drogo. Może nie tak jak na Islandii, ale jak na polską kieszeń to Londyn nie grzeszy okazjami i przecenami dla turystów. A przynajmniej nie w miejscach, do których każdy zagląda, każdy zna z przewodnika turystycznego, i o którym każdy słyszał w taki lub inny sposób. Z racji tego, że kiedyś byłem antymarkowy, wolałem chodzić w obdartym swetrze i za małej kurtce młodszego brata niż iść na zakupy lub co gorsza kupić coś "markowego" (bo każdy produkt jest markowy, każdy pochodzi od jakiegoś producenta mającego własną markę, no nie?). Trzęsło mnie na samą myśl nie tyle o cenach tych produktów tylko o fakcie noszenia jakiegoś tam znanego znaczka. Dlatego mędziłem się i szukałem po samym Londynie okazji lub po prostu przeszukiwałem Google. Sklepów, sklepików znajdziecie mnóstwo, ale warto chyba jednak wspomnieć o tych popularnych, ale przystępnych, które każdy zna i każdy w Londynie kojarzy. Coby o głupią drogę można było zapytać, bo nikt nie wytłumaczy ci jak dojść do jakiegoś tam maleńkiego sklepiku  w Soho, o którym pisał bassistee. 

Ogólnie jeżeli kogoś już serio jara drożyzna i znane marki (mowa tu o cholernym Armani, nie jakimś marnym H&M, którzy aktualnie wszyscy uważają za markę) to może odwiedzić chociażby wspomnianą wcześniej przeze mnie Oxford Street. Co z tego, że ma niecałe dwa kilometry długości, a dziennie odwiedza ją pół miliona osób. Znajduje się tam kilka bardzo znanych domów towarowych i parę sklepów typu "sieciówki". Minusami jest tłok i fakt, że to najbardziej skażone miejsce w Londynie. Plusem zaś jest fakt, że to po prostu centrum turystyczne i jest blisko do innych atrakcji. Jeżeli wolicie jednak coś jeszcze bardziej wyszukanego to musicie zajrzeć na Regent Street. Podobno rywalizuje z Champs-Elysées w Paryżu i Fifth Avenue w Nowym Jorku. Ja jednak tylko tamtędy przejeżdżałem i chyba nie mam wiedzy (a raczej ochoty, po tym co tam zobaczyłem przez sekundy pobytu), aby się rozczulać nad tym miejscem. Za to odwiedziłem inne centrum, Harrods czyli jeden z najbardziej znanych domów towarowych na świecie. Znajdują się tam sklepy znanych projektantów, jednak ja przechadzałem się po części, gdzie sprzedawane są pamiątki. W sumie do tego miejsca zabrał mnie wujek podczas pierwszego pobytu w Londynie. Chciałem kupić jakieś upominki bliskim, jednak nie znałem jeszcze dobrze miasta. Na szczęście wuj trafił idealnie w gusta moich bliskich, ponieważ mogłem przebierać w angielskich herbatach, ciastkach, dżemach, ale też i gadżetach do telefonów czy koszulkach i płóciennych torbach. Poza tym jak na centrum z taką renomą to ceny były całkiem na normalnym poziomie.

Ale my nie o tym prawda? Ja tu chciałem tanio, swojsko i wygodnie, a wyskakuje z Coco. (hehe)
   
  • West 12 Shopping Centre
    Tutaj warto przyjść w zasadzie dla jednego sklepu. Poundland czyli wszystko za funta. Poza tym jest tutaj wiele knajpek z kuchnią chińską na przykład. Ceny również są przystępne, ponieważ swego czasu zapłaciłem chyba siedem funtów za posiłek. Poza tym są dwa bufety czyli jesz ile chcesz.
  • Shepherd`s Bush
    To miejsce jest zupełnie inne. Odstaje od całego stylowego Londynu i pachnie typowym zachodem. Ba, nawet zachodnie marki (bardzo zachodnie, USA, te sprawy) można tam spotkać. Poza tym plusem jest ogromny market, w którym można kupić jedzenie z całego świata. Dlatego jeśli ma się ochotę na coś konkretnego to warto odwiedzić to centrum. Poza tym jak wszędzie są tutaj sklepy z odzieżą i pamiątkami, które można dostać w znacznie niższej cenie niż w miejscach wymienionych w TOP dziesiątce.
  • Ealing Broadway Shopping Centre
    Są tutaj butiki głównie z nową i tanią odzieżą. Poza tym to jedna z najbardziej polskich dzielnic w Londynie, gdzie znajduje się naprawdę dużo knajpek z dobrym żarciem w rozsądnej cenie. 
      
W zasadzie gdziekolwiek znajdziecie Primark to kupicie tanio, o!



Najlepsze punkty widokowe w Londynie (darmowe)

  • Greenwich Park
    Nieodwiedzenie tego miejsca jest... nie do pomyślenia! Serio, jeżeli ktoś omija takie miejsca podczas podróży to nie wie co traci. Miejsce na pewno magiczne zwłaszcza, że można stanąć na południku zerowym oraz wybrać się na małą podróż morską lub w kosmos, ponieważ znajduje się tutaj Obserwatorium Petera Harrisona (królewskie - NOWOŚĆ) i Narodowe Muzeum Morskie. Poza tym warto wspiąć się na samo wzgórze dla samych widoków. A wszystko to... (wzgórze, park, rzecz jasna) za darmo!
  •  Sky Garden
    Znajduje się na ostatnim piętrze budynku nazywanego Walkie Talkie (20 Fenchurch Street). Wieżowiec jest znanym miejscem turystycznym, jednak sami mieszkańcy również są częstymi bywalcami Sky Garden. W środku znajduje się wiele restauracji, które otoczone są ogrodem obsadzonym roślinnością Afryki południowej i obszarów Morza Śródziemnego. Taka egzotyka w centrum. Z szczytu rozpościera się widok na cztery strony Londynu. Wejście jest darmowe, jednak trzeba zrobić wcześniejszą rezerwację.
  • Parliament Hill
    Ogólnie rzecz biorąc to nie jest najwyższe wzgórze w okolicy Hampstead Heath, jednak samo otoczenie jest godne polecenia zwłaszcza latem. W gorące dni można skorzystać z tamtejszych kąpielisk, a na koniec dnia pooglądać panoramę. Dużo osób również piknikuje na trawie. W sumie pikniki w Londynie są na porządku dziennym. W każdym parku. 
  • Ratusz City Hall
    Jeden z ciekawszych budynków architektury nowoczesnej. Tworzy między innymi kompleks More London. Urzęduje tutaj burmistrz, jednak nie to czyni go wyjątkowym. Jego lokalizacja jest idealna jeżeli chodzi o punkty widokowe. Położony jest tuż obok Tower Bridge. Wejście na taras widokowy jest darmowy, a na jego szczyt prowadzą nieźle pokręcone schody.
Obserwatorium Petera Harrisona
Ratusz City Hall z widokiem na Tower Bridge
Schody prowadzące na taras widokowy w City Hall

Inne ciekawe miejsca

które nie znalazły się w TOP dziesiątce, a jakimś przypadkiem je zwiedziłem.
  • Palm House
    Ogólnie rzecz biorąc botanika to dział, który mało mnie interesuje, jednak warto przejść się do palmiarni nie tylko dla roślinności, ale też i dla architektury. Budynek powstał ponad dwa stulecia temu, a do jego budowy wykorzystano około dwieście ton żelaza. Była to pierwsza konstrukcja tego typu, dlatego też zatrudniono do jej budowy budowniczych statków. Ciekawostką jest, że najstarsze drzewo w palmiarni pochodzi z 1775 roku. Najfajniejszą rzeczą jest to, że można wejść na taras, na którym można podziwiać tropiki z góry.
  • The Great Conservatory w Syon Park
    To drugi rodzaj palmiarni, jednak jeżeli ktoś jest miłośnikiem roślin i chciałby zobaczyć coś wyjątkowego to nie spotka się z wielkim zaskoczeniem w tym miejscu. Roślinność jest raczej mało różnorodna, mimo to polecam się przejść i zobaczyć chociażby szklane sklepienie tego miejsca wraz z "kolumnadą". Robi to naprawdę ogromne wrażenie. Warto jest też załapać się na jakiś event, tak jak ja kilka lat temu. O ile dobrze pamiętam był to pokaz świetlny.
  • The Globe Theatre
    Czyli zwiedź, porób zdjęcia i zdaj maturę ustną z języka polskiego na 100%. Tak, to właśnie o Szekspirze rozprawiałem w dzień egzaminu ustnego i to właśnie o jego teatrze mowa. Nie róbcie sobie jednak wielkich nadziei. Budynek, który obecnie znajduje się w Londynie został otwarty w 1997 roku i jest rekonstrukcją teatru elżbietańskiego, na którego deskach swoje sztuki wystawiał Szekspir. Ogólnie ceny zaczynają się od dziewięciu funtów, jednak warto zobaczyć wystawę przygotowaną dla zwiedzających w teatrze i odwiedzić Swan Bar.
  • Muzeum Historii Naturalnej
    Ogromny, naprawdę robiący wrażenie budynek, w którym znajduje się muzeum dzielące się na pięć stref tematycznych. Osobiście polecam tzw. Red Zone, do którego wchodzi się przez wnętrze rozpalonej planety. W tej strefie można znaleźć historię naszej planety przedstawioną w sposób multimedialny. Dziwy niewidy na każdym kroku. Największą bajerą jest chyba symulator trzęsienia ziemi, dlatego jeśli ktoś nie przeżył takowego, a chce je doświadczyć w bezpieczny sposób to proszę bardzo. Warto wspomnieć, że wstęp jest bezpłatny! Bilety sprzedawane są tylko na specjalne wydarzenia.
  • Wielka Pagoda
    Znajduje się w ogrodach Kew i została zbudowana na wzór chińskich pagód. Budowla mierzy pięćdziesiąt metrów i robi naprawdę wrażenie, zwłaszcza gdy ktoś jara się wschodem. Do tego może jeszcze dołączyć ogród japoński, palmiarnię z drzewkami bonzai, bramę wysłannika cesarza (Chokushi-Mon) i mieszanka azjatycka na zachodzie gotowa! 
Palm House zimą
The Great Conservatory - pokaz świetlny
The Great Conservatory
Wielka Pagoda zimą

Dlaczego Londyn?

Gdybym mógł objechałbym całe wyspy. Od razu. Przez Anglię, Szkocję po Irlandię. Jednak jak już wspomniałem moje podróże były związane z hajsami i w zasadzie odwiedzinami. Pracowałem w biurze i zajmowałem się... w sumie wszystkim. Głównie była to robota papierkowa, jednak gdy zachodziła potrzeba zamieniałem się w woźnego wymieniającego żarówki, listonosza, baristę, a nawet spinaczo-układacza. Serio. Czasami nic nie było do roboty i jedynym moim zajęciem było układanie spinaczy według wielkości i kolorów. Praca marzenie, prawda? No, nie do końca. W biurze jednym z architektów pracujących dla tej agencji był mój ojciec, dlatego też dostawałem kilkanaście funtów na dzień za cholerne zawody zszywaczy. Sprawa jednak miałaby się zupełnie inaczej, gdybym samodzielnie sobie wyemigrował na wyspy i znalazł pracę będąc na tamten czas bez żadnego wykształcenia. Zmywak? Sortownia odpadów? W najlepszym wypadku. A nawet jeśli udałoby mi się trafić do miejsca, w którym pracował mój ojciec i dostać posadę jaką mi załatwił to... dla siedemnastolatka, zbuntowanego siedemnastolatka robienie za chłopca na posyłki było najgorszą fuchą na świecie. Niemniej jednak niejednokrotnie do Londynu wracałem czy to do ojca, czy do wuja. Nudzenie się za hajs, wolne popołudnia spędzone na zwiedzaniu miasta lub jeżdżeniu na desce, a do tego weekendy tylko dla siebie poświęcone na samotne czy też rodzinne wycieczki nad morze lub do innych miejscowości. Z perspektywy czasu uważam, że całkiem przyjemne miałem wakacje. 
Biuro, w którym pracowałem

Teksty napisane podczas pobytu w Anglii:

Kropla goniła kroplę na szybie zalanej deszczem. Para unosiła się powoli z kubka pełnego gorącej herbaty, a cisza swą ciężkością nie pozwalała się skupić. Jestem zbyt bardzo senny, by tęsknić i by udawać, że mi zależy. Kolejny raz życie biegnie po suficie zawieszając się czasem na lampie i bujając się na niej wśród gorących uczuć, aż do błękitnookiej obojętności. Herbata wystygła, a deszcz przestał wygrywać melancholijne pieśni na parapecie. Nie śpię. Nie chcę iść spać, bo wiem, że gdy się obudzę, znów będę czuł. Znów będę tęsknić. Za tym czułym dotykiem i kilkoma spojrzeniami. Wspólnym śniadaniem i spacerami. Kawą, którą robiłaś dla mnie każdego ranka i za spokojnym snem przy tobie. Bezsenności, tylko ty wiesz, że tak naprawdę udaję, że mi nie zależy i że nie tęsknię. Pozwól mi wytrwać jeszcze siedem dni. Siedem dni, by stworzyć się na nowo.
Nie ma cię, gdy szykuję obiad, nie spacerujesz obok mnie po parku chwytając za rękę. Nie pytasz się jak spędziłem dzień, ani nie uśmiechasz się ciepło na pożegnanie. Brak mi ciebie, kiedy wychodzę i kiedy wracam. Nie zasypiasz koło mnie, nie mówisz "dobranoc", ani nie tulisz się wtedy do mnie. Przychodzisz za to w nocy. Wkradasz się do umysłu. Łamiesz mi myśli i serce. Siadasz w kącie próbując coś szeptać. Łza delikatnie spływa po policzku. Jednak kiedy próbuję do ciebie podejść, znikasz, a ja budzę się instynktownie spoglądając w narożnik pokoju. Nie ma cię. Siadam na łóżku, zwieszam głowę i próbuję oddzielić sen od rzeczywistości. Podarte uczucia, rozbite wspomnienia i szepty jej słów nie dają mi spać. Bombardują jak poranny deszcz o parapet. A przecież w takie dni zawsze pada.
Pamiętasz co Ci kiedyś powiedziałem? Kiedy siedzieliśmy wspólnie na kamienistym wybrzeżu Morza Północnego, czując między palcami gładkie kamyki wyrzucane przez fale prosto do nas? Kiedy woda okrywała nasze stopy niczym chłodna pościel w upalną noc, a zaraz potem znikała? Mewy tańczyły na niebie, przecinając skrzydłami promienie powoli zachodzącego, jeszcze żółtego słońca, które padało wstęgami światła ślepo na ziemię i nasze twarze, obdarowując nas przyjemnym uczuciem ciepła w klatce piersiowej. Zapytałem się wtedy dlaczego jesteś tak podobna do morza? Samolubna i zmienna. Nigdy nie zwracałaś uwagi na uczucia innych, zmieniałaś tylko swój wygląd, ale ja to po prostu... po prostu to kochałem. I tak będzie już wiecznie, nie mogłem przestać Cię kochać, bo niezależnie jak zmieniłaś swój wygląd, mimo wszystko chciałem być z Tobą... tą spokojną i tą burzliwą... To właśnie powiedziałem i wiesz? Nic się nie zmieniło.
Życie nigdy nie jest takie jakie chcemy. Każdego dnia zaskakuje nas nowymi niewłaściwymi rzeczami, niezręcznym milczeniem, radością i pustką. Jednego dnia unikamy własnych spojrzeń, następnego nie wstajemy z łóżka brudząc pościel kawą, pocałunkami i okruchami życia, a w niedzielę leniwie włóczymy się z kąta do kąta milcząc, odpoczywając i marząc. Więc kochaj mnie, tak jak ja ciebie. Schowaj dłonie w moim płaszczu i chodź. Znów i znów, na nowo.
Po raz kolejny spadam w dół w straszliwą ciemność zapominając zupełnie co tak naprawdę się liczy i co jest ważne. Umieram gdzieś powoli leżąc na parapecie okna mojego pokoju i wpatrując się w głuchy świat - milczę, chociaż tak bardzo chciałbym krzyczeć. Kapiące krople każdego dnia zmieszane z mokrym śniegiem i londyńska atmosfera rozmazują obraz własnej duszy zacierając widok na lepszą perspektywę pragnień. Uciekam się znowu do tęsknoty, która odbiera mi najpierw sen, potem zdrowy rozsądek, a na samym końcu ciało. Jestem abstrakcją nieznaczącą wiele w tym świecie, wyschniętą rośliną, która jedynie wpatruje się w głuchy świat i wie... i ma nadzieję, że te kilka dni odejdzie niedługo w zapomnienie, a tęsknota nabierze sensu i przywróci życie. Przywróci mi ciebie.

Kilka fotek z Londynu:





Wycieczki:


  • Oksford: ogólnie rzecz biorąc polecam wybrać się w każdą z tych wycieczek, ponieważ można zwiedzić te miejscowości w zaledwie jeden dzień. Odległości od Londynu są niewielkie, dlatego czasu na oglądanie sporo, a i koszty zaraz mniejsze. W zasadzie do Oksfordu wystarczy wsiąść w jeden z autobusów lub pociągów z Londynu. Najpopularniejszy jest chyba Oxford Tube, który odjeżdża z London Victoria Coach Station. Ceny wynoszą około piętnastu funtów. Jeżeli już znajdziesz się w Oksfordzie i kochasz książki to koniecznie musisz zwiedzić jedną z najstarszych bibliotek w Europie - The Bodleian Library. W sumie nie jest to jedna biblioteka, a zbiór kilku bibliotek. Gorąco polecam zobaczyć Duke Humphrey’s Library, gdzie znajdują się najcenniejsze księgozbiory i manuskrypty. Samo miasteczko uniwersyteckie warto zobaczyć dla jego architektury. Większość budynków została zbudowana w stylu gotyku angielskiego. Wizytówką Oksfordu jest chyba Radcliffe Camera czyli owalny budynek z imponującą kopułą. Mnie niestety nie udało się wejść do środka czego bardzo żałuję. Poza tym jeśli już wydostaniecie się z otoczenia uniwersyteckiego to warto przejść się uliczkami tego miasteczka. Nieziemski klimat, no i zawsze można spotkać jakieś ciekawe miejsca np. puby czy księgarnie. A polecam się poszwędać, ponieważ w jednym z średniowiecznych murów mieści się pub The Turf Tavern, który gdyby nie wszechobecny angielski klimat mógłby pasować swoim wyglądem do Shire i jego zabudowy. Jeżeli jednak ktoś postanowi zostać na dłużej to może wybrać się do hotelu, który wcześniej był więzieniem i zobaczyć jak to jest być za kratkami! A tak poważnie to jeden z bardziej luksusowych hoteli, dlatego kto bardziej oszczędny niech omija to miejsce. 
      
  •  Cambrigde: podróż pociągiem trwa około półtorej godziny i można dojechać do tej miejscowości z London Liverpool Street albo London King Cross. Bilet kosztuje około piętnaście funtów w dwie strony, zaś za autobus zapłacimy około trzech funtów w jedną stronę. Zdecydowanie największą atrakcją miasteczka jak dla mnie było Fitzwilliam Museum. Znudzony nieco Oksfordem starałem się omijać budynki uniwersyteckie. Poza tym świadomość tego, że moje brytyjskie marzenia były totalną abstrakcją dla moich rodziców była dla mnie nie do przełknięcia, dlatego z fochem jakże wybitnym trzymałem się raczej uliczek i parków. Dzięki tym spacerom trafiłem do The Fudge Kitchen. To popularne słodycze w Anglii i jeśli tylko macie ochotę popatrzeć jak powstają to śmiało możecie zawitać do tego miejsca. Poza tym godnym polecenia miejscem jest księgarnia Cambrigde University Press czyli najstarsze wydawnictwo na świecie. Jeżeli jednak chcecie doświadczyć nietypowego widoku na Cambrigde to zachęcam do wypożyczenia łódki i obejrzenia miasteczka znad rzeki.
       
  • Białe Klify Dover: czyli wizytówka Anglii, do której można się dostać zarówno autobusem jak i pociągiem. Podróż autobusem trwa około trzech godzin i zaczyna się od przystanku Dover Town Center w Londynie. Cena biletu wynosi około pięć funtów w jedną stronę. 
       
  • Birmingham: dostać można się tutaj pociągiem, który odjeżdża z stacji Marylebone. Podróż trwa około dwóch godzin i kosztuje już nieco więcej, bo prawie trzydzieści funtów. A przynajmniej ja tyle płaciłem, ponieważ miasteczko to odwiedziłem w ostatnie dni swojego pobytu w Anglii i już niczego tańszego nie chciało mi się szukać. Zdecydowanie najbardziej urzekająca jest architektura tego miasta (chyba jak wszędzie?). Victoria Square to jedna z najładniejszych miejsc jakie widziałem w Anglii. Sam nie wiem dlaczego, ale oświetlenie oraz połączenie różnych stylów zrobiło na mnie wrażenie. Wartą do polecenia i w zasadzie obowiązkową pozycją jest Pen Museum. Nawet nie wiecie jak nisko szczęka mi opadła, kiedy zobaczyłem miliony piór i długopisów. 
       
  • Brighton: miasto na wybrzeżu, do którego jest już spory kawałek z Londynu, jednak i tak polecam odwiedzić je choćby dla jego kamienistych plaż czy portu. Największą jednak dla mnie atrakcją było jednak i360 czyli najwyższa na świecie wieża obserwacyjna. Kolejnym miejscem, które obowiązkowo trzeba odwiedzić jest molo Palace Pier, które jest lepsze niż Warszawką nocą! Serio. Niedaleko molo znajduje się Sea Life Centre. Jest to oceanarium położone tuż obok morza, w którym znajduje się największy (albo najdłuższy?) tunel podwodny w Europie. Niespodzianką na pewno był Royal Pavilon, o którym musiałem doczytać, kiedy go zobaczyłem, bo za cholerę nie mogłem dojść do tego w jakim stylu został zbudowany. 

Kilka zdjęć z innych miejscowości:






Brytyjskie zespoły, które uwielbiam: 










Tym muzycznym akcentem żegnam się z Wami i zachęcam do próbowania nowych rzeczy i korzystania z podróży jak tylko się da!

2 komentarze