Hiszpania czyli istna siesta.

O mojej małej wycieczce do Hiszpanii już kiedyś pisałem, jednak było to tylko ogólnikowo w małym podsumowaniu wakacji 2014 z tego co pamiętam. Teraz zajmę się jak zwykle samym wyjazdem i przywołam wszystkie wspomnienia, aby po raz kolejny zjechać doszczętnie europejskie państwo. Nie no, chyba aż tak źle nie będzie, ponieważ Hiszpania jest taką moją drugą ojczyzną, mimo że byłem w niej zaledwie kilka razy. Może zacznę od tego, że biegle mówię po hiszpańsku (korzenie, rodzinne korzenie) i wyjazd do Hiszpanii był dla mnie oczywisty zwłaszcza, że mam tam daleką rodzinę i już jako dziecko spędzałem w tym kraju niejednokrotnie wakacje. W Hiszpanii byłem latem w 2014 roku razem z moją żoną na zasłużonych wakacjach, które jak zwykle zorganizowaliśmy sobie w ostatniej chwili wykupując pobyt w hotelu od jakiejś pary, która zrezygnowała z swojego urlopu. Osiemnaście godzin jazdy autem zdecydowanie mnie wykończyło. Zrobiłem największy błąd swojego życia siadając za kierownicą jako pierwszy. Przez dziewięć godzin miałem prowadzić samochód ja, a następnie miałem zamienić się miejscami z żoną. Przejechałem najłatwiejszy odcinek trasy pokonując jak z bicza strzelił prostą autostradę. Schody miały się dopiero zacząć bodajże w Francji i samej Hiszpanii, gdzie po drodze mieliśmy kilka przystanków w uroczych i malowniczych wioskach. Zaledwie trzydzieści minut po zamianie byliśmy już zgubieni, także nie chcąc przedłużać trasy o kolejne godziny wróciłem za kierownicę pokonując kolejne kilometry z coraz to mniejszym stosunkiem krwi do kofeiny. Gdy dotarliśmy do pierwszego, naszego noclegu pierwsze co zrobiłem to poszedłem spać. Także polecam takie wakacje!

Praktycznie całe dwa tygodnie poruszaliśmy się jedynie po Katalonii nocując głównie w Barcelonie, jednak pierwsze dwa dni spędziliśmy w Queralbs, w okolicach doliny Núria znajdującej się w Pirenejach. Powyżej kilka zdjęć właśnie z tych malowniczych stron. Jak widać pogoda nas nie rozpieszczała i pierwsze cztery dni były dość deszczowe, jednak nie było zimno. Powietrze było raczej ciężkie i burzowe co przywoływało jedynie czasy dzieciństwa, kiedy zaraz po deszczu wychodziło słońce, a temperatura w ogóle nie spadała. Jak wspomniałem praktycznie cały pierwszy dzień przespałem, a kiedy obudziłem się wieczorem wyszliśmy pozwiedzać miasteczko nocą. W Queralbs znajduje się kilka restauracji, jednak jest to naprawdę mała liczba. Spokojnie mógłbym zliczyć je na placach jednej ręki. Poza typowymi restauracjami było również kilka barów. Właśnie w jednym z takich miejsc zaszyliśmy się na resztę wieczoru, kiedy padał deszcz. Nie obyło się bez kosztowania tutejszego jedzenia i alkoholu. Szczerze mówiąc w małych miasteczkach porcje posiłków są o wiele większe niż w samej Barcelonie. Za osiemnaście euro można kupić dwudaniowy obiad, deser i nieograniczoną ilość dolewek napoju. Koszt ten był przewidziany na dwie osoby, także mieliśmy pełne brzuchy na kolejne dwa dni za dziewięć euro na łebka. Nie ma co przeliczać na polską walutę, bo jak wiadomo zachodnie życie, płace i stawki odbiegają zupełnie od tych naszych. Skoro już jesteśmy przy jedzeniu i alkoholu to mam dla Was pięć faktów o kuchni hiszpańskiej
  1. Wszystkim nam znana tortilla to wcale nie mięso z różnymi dodatkami zawinięte w naleśniku. Typowa hiszpańska czy też meksykańska tortilla to jak dla mnie taki omlet. Przygotowanie jest nieco podobne, bo jak wiadomo zwykły omlet robi się z jajek i mleka. Hiszpańską tortillę robi się głównie z ziemniaków (gdzie ten typowy naleśnik, gdzie mąka, gdzie mleko?) dodając do nich jajka, śmietanę i różne warzywa tworząc tym samym coś na wzór placka ziemniaczanego. Wszystko posypujemy serem. (a w Polsce dodatkami, które lubimy jak mięso, pomidory itp.) Tak więc bardziej przypomina swoim wyglądem pizzę niż wszystkim nam znaną tortillę z KFC.
       
  2. Najpopularniejszą przekąską są Patatas bravas czyli po prostu podsmażone kawałki ziemniaków, które macza się w typowym sosie bodajże paprykowym. Coś pewnie w deseń salsy, bo jak wiadomo kuchnia hiszpańska jest ostra i pikantna. Patatas bravas to typowe Tapas (przekąski) serwowane w barach. To coś jak orzeszki ziemne w Stanach, które zamawia się, gdy pije się przy barze wódkę. W Hiszpanii jednak pije się najczęściej chłodne piwko i przegryza je nieco zdrowszą wersją chipsów.
      
  3. Paella czyli coś dobrze nam znanego i lubianego. Całe szczęście, że umiem hiszpański, bo ledwie widząc paellę w menu byliśmy gotowi z miejsca ją zamówić. W Polsce znana jest głównie paella z kurczakiem, papryką, pomidorami i kukurydzą. W Hiszpanii można spotkać paellę z owocami morza, najczęściej z ośmiornicą. Macki gdzieś między warzywami? Nie dziękuję! Radzę zawsze doczytać to menu, bo może spotkać Was niemiła niespodzianka. No chyba, że ktoś lubi zajadać się ośmiornicą.
      
  4. Piwo. Jak już wspomniałem w Hiszpanii pije się zimne piwo i czasami drinki. Raczej nikt nie pije czystej wódki. Takie rzeczy to tylko na wschodzie Europy. Mimo wszystko alkohol i tak wciąż mamy lepszy. Przede wszystkim hiszpańskie piwo jest o wiele droższe i mniejsze niż nasze polskie. W akademickim pubie jesteśmy w stanie dostać kufel za pięć złotych. W Hiszpanii piwa są drogie i podawane w szklaneczkach. W dodatku ich moc jest słabsza niż naszego polskiego trunku. Dlaczego tak jest? Ludzie kupują piwo dla ochłody podczas siesty czyli przerwy w godzinach, w których jest zbyt gorąco, aby pracować. Wtedy Hiszpanie chowają się w domach, albo barach i cieszą się mało, niskoprocentową ochłodą w postaci piwa. Do dzisiaj pamiętam jak odwiedziła nas rodzina z Hiszpanii w Polsce i zabrałem "kuzyna" na piwo. Nie mógł się nadziwić, że to takie duże, takie tanie, takie dobre i takie mocne. Hiszpanie zwykle są zachwyceni naszym, polskim, złocistym napojem.
      
  5. Totalnym zaskoczeniem było dla mnie Gazpacho. Z racji tego, że jestem mocno związany z Hiszpanią nie było potrawy, której bym nie znał. Tak też gazpacho nie było mi obce. To taki chłodnik pomidorowy. Przygotowanie jest proste, po prostu zmiksować pomidory, doprawić cukrem, papryczką chili, włożyć do lodówki lub dodać kostki lodu. Coś jak przecier, albo naturalny sok pomidorowy. Mnie jednak zaskoczyło gazpacho owocowe. Wszystko byłoby w porządku, gdyby owy chłodnik robiło się tak jak u nas koktajle w sezonie truskawek. Wiecie kefir, jogurt, owoc i gotowe. Ja za to dostałem gazpacho zrobione z truskawek i... pomidorów! 
To chyba na tyle jeżeli chodzi o potrawy, z którymi spotkałem się w Queralbs. Poza jedzeniem próbowaliśmy pozwiedzać jednak wycieczka w góry była niemożliwa z powodu ciągłych opadów. Poza tym wizja trzygodzinnej wspinaczki na szczyty mające ponad trzy tysiące metrów po tak ciężkiej podróży po prostu nie podobała mi się, więc podziwialiśmy góry tylko u ich podnóża. Nie mniej jednak widok był zniewalający, a architektura okolicznych wiosek przypominała czasami scenerię rodem z planu Harry'ego Pottera. Po upływie dwóch dni wyruszyliśmy do Barcelony, gdzie przez resztę pobytu nocowaliśmy w jednym z hoteli. Tutaj zaczęła się istna... cóż może nie siesta, bo podczas siesty wydawało się być spokojnie, ulice cichły i nie było na nich żywej duszy... zaczęło się istne szaleństwo. Szczerze mówiąc ostatni raz zachowywałem się tak może w pierwszej liceum, gdzie podczas wakacji nie wiedziałem już czy właśnie wracam z imprezy czy idę na kolejną. Hiszpania ma to do siebie, że człowiek zapomina o rzeczywistości. Rozbawieni ludzie, gorące popołudnia i bary z dobrą muzyką na każdym rogu (trochę hiperbolizuję teraz) sprawiają, że człowiek czuje się jak w wenezuelskim serialu. Palmy, drogie drinki, plaża, gorący romans i beztroska. Po tylu latach zamknięcia w mieszkaniu, układania życia pod dziecko, pracę i inne obowiązki wróciliśmy do bycia nastolatkami i urządziliśmy sobie niezłe party trwające dwa tygodnie. Czasami się zastanawiam czy nie pobiłem samych scenarzystów Skinsów. Nie wiem co mam dalej napisać. Zwiedzania było mało, bo Barcelonę widziałem już nieraz, a w dodatku podczas dnia głównie spaliśmy po pełnej przygód nocy. Może teraz przedstawię Wam kilka rzeczy, które trzeba zrobić w Hiszpanii i których nigdy, przenigdy nie robić... niekoniecznie w Hiszpanii.

TO KONIECZNIE ZRÓB! 
  1. Skoro jesteś już w Hiszpanii to bądź banalny. Klimat wybrzeża, palm i drinków zawsze przeniesie Cię do taniego, wenezuelskiego serialu i zrobi z Twojego mózgu wodę. Jeżeli jesteś szaloną osobą i nie interesują Cię obiekty kulturowe to zrób coś co jesteś w stanie zrobić praktycznie wszędzie, ale tylko w Hiszpanii nabierze barw czystego szaleństwa, Wykąp się po północy w morzu! Tutaj jest to możliwe bez zbędnego zgrzytania zębami. Woda ciepła, temperatura powietrza nocą również... Nic trudnego i wygórowanego, a spełnisz jedno z marzeń dzieciństwa.
      
  2. Zostaw syf w pokoju. Zawsze uważałem, że to co robię i to jak się zachowuję jest najlepszą wizytówką mnie jako człowieka. Dlatego zawsze zostawiałem po sobie porządek gdziekolwiek bym nie był, jednak w Hiszpanii zrobiłem wyjątek. Z racji tego, że przez większość czasu nie wiedziałem co się dzieje (nawet nie pamiętam jak zbiła się nocna lampka przy łóżku), zostawiliśmy jeden wielki bałagan po sobie. Po pierwsze nie miałem siły tego sprzątać, po drugie w końcu miały być to szalone wakacje... A Ty i tak przecież płacisz za ten pokój, więc co za problem, że ktoś posprząta za Ciebie?
      
  3. Ogólnie to rób wszystko, oprócz punktów poniżej.

TEGO NIE RÓB!
  1. Nie kąp się w fontannach. Nawet w Polsce jest to uznawane za przejaw szaleństwa w złym znaczeniu tego słowa. Dzikusom mówimy nie. Jeżeli jesteś pijany to nie kręć się przy fontannie. Wepchnięcie kogoś do wody w obecnych czasach przynosi wiele bolesnych skutków. Nie dość, że niszczysz drogie ubrania, fryzurę i makijaż to jeszcze z pewnością uda Ci się topić nowego Iphona i portfel, które znajdowały się w kieszeni bądź torebce. A Hiszpanie wbrew pozorom to bardzo konfliktowy naród.
      
  2. Nie zaczynaj kłótni. Może i Twój rozmówca nie będzie wcale aż tak groźnie nastawiony do Ciebie, ale odniesiesz wrażenie jakby chciał Cię na miejscu zajebać. Hiszpanie mają to do siebie, że mówią bardzo szybko i zdarza się niektórym przy tym pluć, zwłaszcza jak są rozgniewani. Włącz sobie jakikolwiek wywiad po hiszpańsku... Prawda, że brzmi jakby reporterka chciała zabić swojego gościa w studio?
       
  3. Tańcz, śpiewaj i szalej. Jesteś daleko od domu i przez chwilę możesz zapomnieć o dobrych manierach. Ktoś gra na gitarze? NIE PRZYŁĄCZAJ SIĘ! W Hiszpanii jest kilka rodzajów policji, a gra na ulicy bez zezwolenia jest zakazana także możesz wpakować się w niezłe kłopoty, a negocjacje z służbami nie są wcale takie proste (nawet przy znajomości języka) jak w Polsce.
      
Kilka ujęć z Barcelony:


Plusy i minusy:

+ Jak wiadomo w Hiszpanii jest ciepło. Nawet bardzo ciepło. Dla mnie to zdecydowany plus, ponieważ lubię upały. Poza tym będąc tam nie odczuwa się tej temperatury, zwłaszcza na wybrzeżach każdego morza!

+ / - Siesta. Zdecydowanie to dobry pomysł zrobić sobie przerwę podczas dnia, kiedy temperatura bywa groźna dla naszego organizmu. Pustki jednak w małych uliczkach są przerażające. Jak już się wychylisz to zastanawiasz się czasami czy nie wyskoczy na Ciebie jakiś zombie. Poza tym Twoje ego rośnie do poziomu "jestem legendą" :) 

- Turyści. W każdym dużym mieście jest to problem i może nie powinienem o tym pisać, bo w końcu to normalne, że latem ludzi jest pełno. Nie dość, że część zjechała się z innych rejonów Hiszpanii do takiej Barcelony, część to mieszkańcy stolicy Katalonii, którzy mają wakacje, a cała reszta to turyści z różnych stron świata. Najlepiej jednak wyjść podczas siesty zwiedzać, bo chociaż wtedy jest nieco luźniej na tych wszystkich uliczkach. Pamiętaj jednak, że robisz to na własną odpowiedzialność. 

+ / - Artyści. Z czymś takim można spotkać się wszędzie. Nawet w Poznaniu na Starym Rynku czy w Krakowie (w tym miastach byłem i wiem, że są!) W Barcelonie są to jednak osoby, przebrane za jakieś postacie, wszystkim znane lub wykreowane przez samych siebie. Stoją nieruchomo na jakimś pudełku i czekają, aż jakiś naiwny dzieciak wrzuci monetę zaciekawiony co stanie się potem. Dopiero po zapłacie zaczynają swoje wystąpienie. Pamiętasz jak Shrek i Osioł przybyli do zamku Lorda Farquaada i po wrzuceniu monety słuchali piosenki drewnianych dzieci? Właśnie mniej więcej tak samo funkcjonują barcelońscy "artyści". 

+ Każdy park wygląda jak dżungla! Nie jest zaniedbany jednak, dziwne kwiaty, owoce... Różnorodność gatunkowa, wysokie krzewy oraz ich bujność. Dla mnie bajka! 

- Skłoty. Popieram samą ideę takich miejsc, jednak jak wszyscy wiemy dzieję się w nich wiele dziwnych rzeczy i czasami złych. Ludzie przebywający tam to najczęściej nietuzinkowi obywatele często z barwną osobowością, smutną historią czy inną niecodzienną sprawą. Mimo wszystko są wyjęci poza granice znanej nam definicji społeczeństwa. Nie uważam, że to źle, jednak po niektórych akcjach związanych z takimi miejscami w moim mieście, jestem bardzo zniechęcony do tego typu przedsięwzięć. A niestety w Barcelonie jest ich sporo. 

Tarragona:

Ostatnie trzy dni naszych wakacji spędziliśmy w Tarragonie. Szaleństwo się skończyło, trzeba było w końcu wytrzeźwieć do czekającej nas znów osiemnastogodzinnej podróży do domu. W samej Tarragonie głównie zwiedzaliśmy i spędzaliśmy czas nad morzem. Tarragona słynie głównie z budowli z okresu rzymskiego. Bodajże przetrwały resztki muru miejskiego, amfiteatru i cyrku. Na mnie jednak zdecydowanie największe wrażenie zrobił akwedukt.

Lubię takie podróże, po których powrót do domu wydaje się być błogosławieństwem. Nie dlatego, że było okropnie, a dlatego, że sam pobyt mnie wykończył i wyciągnął ze mnie całą energię tak jak podczas biegania. Uczucie zmęczenia staje się satysfakcjonujące i przyjemne. Hiszpania ma wiele minusów i nie wiem czy polecałbym komuś ten kraj... Chyba tylko, aby wyjechać i poszaleć. Zdecydowanie nie chciałbym tam mieszkać, jednak lubię wracać chociażby do samej Barcelony.

0 komentarze