Miasto doznań, ale jakich? (Part I)


Tym wpisem chciałem rozpocząć pewną serię, która dotyczyłaby miast naszego kraju położonego nad Wisłą. Ogólnie rzecz biorąc moja znajomość geografii Polski jest kiepska (to znaczy znam podstawy), a wszelkie wypady i odwiedziny różnych miast są raczej spontaniczną decyzją, która zwykle obejmuje góra dzień, albo dwa podróży, odwiedzenie kilku znanych przez wszystkich miejsc i wróceniu do domu zahaczając o Mc Donald's. A przecież wszystkie miasta mają jakieś tajemnice, posiadają wąskie i piękne uliczki oraz unikatowe miejsca. Czy to restauracje, parki, a może dziwne puby lub innego rodzaju miejsca rozrywki. Tak więc przy kolejnych tego typu weekendowych wypadach będę robić wcześniej rozeznanie i zacznę odwiedzać kąty o charakterze wyjątkowym i magicznym. Teraz jednak, gdy doświadczenie w takich podróżach mam niewielkie (i zapewne nie będzie o wiele większe skoro polskim miastom poświęcam tylko dzień), chciałbym przedstawić miasto, które znam jak własną kieszeń i które mimo swojej etykietki "betonowej wsi", pokochałem i wciąż kocham. A mianowicie jest to Poznań, w którym mieszkam już jakieś siedem lat, które znam praktycznie od dziecka i w którym często bywałem jako mały chłopiec. 

Miasto Doznań

Poznań zdecydowanie jest miastem doznań, ale tylko wtedy jeśli człowiek się na to nastawi. Jeżeli ktoś liczy na huczne eventy, koncerty znanych gwiazd lub komercyjne festiwale, które ściągają tłumy ludzi nawet z różnych stron świata to się zdecydowanie przeliczy. Moim zdaniem Poznań jest jednym z tych miast, w którym trzeba widzieć nieco więcej. Oczywiście koncertów nie brakuje, a i jakiś festiwal się znajdzie, jednak nie są to wydarzenia znane na skalę krajową czy światową jak Opener czy niegdyś CLMF. To miasto ma do zaoferowania naprawdę wiele i jeżeli ktoś chciałby zobaczyć coś ciekawego to konieczne jest właśnie takie rozeznanie się w temacie, o którym pisałem wcześniej, ponieważ wiele wydarzeń kulturowych nie dociera nawet do samych poznaniaków, a co dopiero do przyjezdnych turystów. Oczywiście nie mam tutaj na myśli na przykład Męskiego Grania czy jakiś flash mobów, lub co gorsza festiwalu kolorów, które zostały zaczerpnięte z zagranicznych państw i goszczą praktycznie w każdym większym mieście Polski. Chodzi tutaj głównie o eventy typowe dla Poznania, których nie spotkacie nigdzie indziej i które mogłyby być charakterystyczne dla tego miasta, gdyby były odpowiednio wypromowane. Jednak prócz takich atrakcji jest przecież samo miasto. Jego zakamarki, parki, uliczki, muzea i restauracje oraz popularne kluby czy podrzędne puby. To wszystko może być doznaniem jeśli tylko chcemy, aby nim było. Wystarczy przestać być grumpy i zachwycić się ciepłym dniem, starym tramwajem czy fontanną podziwiając przy tym budynek teatru, kostkę brukową na wiadukcie i stary gmach uczelni. W zasadzie każde miasto może być tym miastem doznań jeśli tylko zechcemy i otworzymy oczy bardziej niż kiedykolwiek zdołaliśmy.

W sumie sam nie wiem od czego mógłbym zacząć, jednak chcąc być obiektywnym na pewno wspomnę też o rzeczach, które zdecydowanie są złe w tym mieście, które nie wypaliły i w zasadzie dobrze, że tak się stało, oraz o tych, których szczerze nie lubię i nie miałbym nic przeciwko, gdyby zniknęły. Myślę jednak, że sam Poznań podzielę na kilka takich wpisów, a dla minusów zdecydowanie poświęcę, aż jeden dodatkowy wpis. Na samym początku opowiem o zdecydowanych plusach tego miasta porządkując je w odpowiednich kategoriach, ponieważ jak wspominałem znam Poznań jak własną kieszeń i będzie tego całkiem dużo. 

Wydarzenia kulturalne 

Skoro już tak uczepiłem się tych festiwali i eventów to zacznę może od nich. Ogólnie rzecz biorąc będę pisał tylko o tych wydarzeniach, na których miałem okazję kiedykolwiek być jako gość lub po prostu przy nich pracując i doświadczając w jakikolwiek sposób atmosfery towarzyszącej imprezie poprzez przyglądaniu się jej jako pracownik. O reszcie tylko napomknę, ponieważ jako zainteresowany mam niewielką wiedzę, jednak dalej uważam, że nie powinno się dyskutować na tematy, o których nie ma się pojęcia.

Poznań Game Area znane wszystkim jako PGA. Wydarzenie organizowane w halach budynku Międzynarodowych Targów Poznańskich. Myślę, że to jeden z nielicznych eventów, który jest typowo kojarzony z Poznaniem nie tylko przez samych poznaniaków czy mieszkańców Wielkopolski. Na PGA ściągają tłumy maniaków gier z całej Polski i jest to zdecydowanie wydarzenie na skalę krajową. Atrakcji jest naprawdę sporo. Od spotkań z twórcami po konkursy i zabawy. Najlepszą jednak sprawą jest możliwość przyniesienia swoich starych gier i wymiany ich na coś innego z innymi uczestnikami lub po prostu zamienienia ich na jakieś gadżety. Lubiłem tę imprezę do czasu aż nie zaczęto zapraszać na nią youtuberów (lub też sami zaczęli zjeżdżać, nie wiem) w formie celebrytów. Rozumiem jeszcze zaproszenia dla twórców, którzy zajmują się głównie w sieci grami, ale cała reszta i szopka jaka jest wokół nich odstawiana to chyba już mała przesada. 

Pyrkon czyli festiwal fantastyki, który jest ogólnopolskim konwentem odbywającym się co roku w Poznaniu. Myślę, że to miasto jest głównie znane z tego wydarzenia jeśli mowa oczywiście o samych eventach. Co roku w dzień, w którym odbywa się Pyrkon można spotkać wielu przebierańców. Na dworcu roi się od Gandalfów, Czarodziejek z Księżyca, Wiedźminów i postaci z Naruto czy Dragon Ballu. Nie wspominając o tym, że od paru lat można również spotkać Matkę Smoków gdzieś na ulicy czy Jona Snowa. Ogólnie rzecz biorąc Pyrkon wywodzi się z Poznania i powstał z niewinnego zamiłowania do fantastyki pewnego klubu. Druga Era (bo tak owy klub się nazywa) rozpoczął organizację tego niekomercyjnego wydarzenia w 1999 roku w jednym z domów kultury. "Dzień z fantastyką" był pierwowzorem Pyrkonu, który ruszył już w 2000 roku. Początkowo organizowany był w różnych poznańskich szkołach, jednak z powodu coraz liczniejszych uczestników wydarzenie to przeniesiono na hale Międzynarodowych Targów Poznańskich w 2011 roku, a od 2014 roku event ten przestał być niekomercyjny. W zasadzie każdy szczegół jest dokładnie przemyślany. Choćby sama data organizacji. Festiwal ten odbywa się najczęściej w weekend, w którym przestawiamy czas z zimowego na letni czy w pierwszy weekend po równonocy wiosennej. Wierzcie lub nie, ale takie motywy bardzo często wykorzystywane są w fantastyce. Myślę więc, że twórcy bardzo dobrze rozegrali tę sprawę i naprawdę przywiązują uwagę do szczegółów. Jeżeli chodzi o atrakcje to jest ich całkiem sporo. Od spotkań z autorami książek przez rozmowy z twórcami gier, komiksów, gry, zabawy, konkursy po koncerty, pokazy tańców ognia, walk i warsztaty z różnych dziedzin. Nie zmienia to faktu, że największą atrakcją w 2015 roku był i tak żelazny tron.

Pyrlandia czyli z pewnością już zapomniany festiwal, który odbywał się na Łęgach Dębińskich. Ogólnie rzecz biorąc na Pyrlandii byłem kilka razy, ponieważ był to festiwal darmowy i niebiletowany. Kilka lat temu słuch o nim zaginął, a w sierpniu 2015 roku podobno powrócił, jednak ani ja, ani nikt z moich znajomych o tym nie słyszał. Poza tym Pyrlandia miała swój klimat. Zdecydowanie był to event bardzo związany z samym miastem, jego kulturą i przywiązaniem poznaniaków do pyr czyli ziemniaków. Łęgi Dębińskie to duży park, który nie odznacza się niczym szczególnym prócz ogromną powierzchnią zieleni. Jednym słowem to idealne miejsce na tego typu wydarzenie i cieszę się, że tegoroczne Juwenalia są organizowane właśnie w tym miejscu. Wróćmy jednak do Pyrlandii. Wykonawcy, którzy gościli na imprezie umilając nam czas z sceny to byli najczęściej artyści związani w jakiś sposób z samym Poznaniem. Nic dziwnego, że co roku gwiazdą wieczoru był Grabaż i Strachy Na Lachy. Często poprzedzały ich Muchy, czy Hans, a na ostatnich edycjach nawet Acid Drinkers. Najlepsze były jednak konkursy, które organizowane były przez prowadzących. Nie dotyczyły one niczego szczególnego. Zazwyczaj pytali się kto chce tytkę pyr, a następnie wybierali z tłumu osobę, która po prostu swoim zachowaniem rzuciła im się w oczy. Co zabawniejsze, zawsze chętnych było sporo jak nie wszyscy, więc pod sceną można było łatwo zginąć jeśli samemu nie zaczęło się rzucać po kilogram ziemniaków. Co gorsza... Po kolejnym piwie robiło się to bardzo chętnie i wręcz czuło się żal po niewygranej mimo, że człowiek darł się najgłośniej w tłumie. A walczyło się przecież tylko i wyłącznie o zwykły worek (siatkę hehe) ziemniaków.



Spring Break Festival, który nazywany jest przez organizatorów konferencją. Enea określa siebie jako partnera, jednak myślę, że to właśnie ta instytucja zainwestowała najwięcej w to wydarzenie i spokojnie można okrzyknąć ją organizatorem. W końcu edycja z 2016 roku nosiła nazwę: Enea Spring Break. Festiwal ten, bądź też konferencja obrała sobie za zadanie wypromowanie nowych, młodych artystów tłumacząc na swojej stronce, że takie wydarzenia na zachodzie Europy są na porządku dziennym. Idea słuszna, jednak moim zdaniem większość osób i tak przychodzi dla tych popularniejszych artystów mając głęboko w poważaniu resztę. W końcu trzeba jakoś przyciągnąć ludzi i być może niekiedy ktoś się zainteresuje jakimś mniej znanym zespołem, ale wszyscy z doświadczenia wiemy, że gdy wchodzi na scenę ktoś, kto nas nie interesuje to idziemy coś przegryźć, albo napić się piwa. W tym roku na Spring Break gościła Brodka z nową płytą oraz Taco Hemingway, Podsiadło, Control The Weather, Marcelina, RAU, a w wcześniejszych edycjach tacy artyści jak Skubas, Mela Kotulek, Years&Years, Rojek, Atlas Like, KAMP!, Chemia, Kumka Olik, Makowiecki, Coals, Spaleniak, Jóga, Muchy, Nykiel, Oly, Sonia Pisze Piosenki, Ten Typ Mes i wielu innych. Co roku liczba występów jest równa prawie stu koncertom, które grają w różnych częściach miasta, ponieważ festiwal ten trwa trzy dni i nie ma charakteru typowego festiwalu. Koncerty odbywają się w klubach, a taka główniejsza scena nazwana Enea Stage znajdowała się w tym roku na Placu Wolności.



Malta Festival, który do 2009 roku był Międzynarodowym Festiwalem Teatralnym Malta. Bawi mnie fakt, że są to wydarzenia najczęściej na skalę europejską, a mało kto o nich słyszał nawet w samym Poznaniu. Skąd to wiem? Któregoś letniego dnia wsiadłem w tramwaj, który po cholernie ciężkim dniu miał mnie zawieźć do domu. Linia przebiega tuż obok Placu Wolności, na którym w najlepsze trwał maltański festiwal. Po chwili jednak usłyszałem biadolenie jakiś dwóch, jak na moje kilka lat młodszych ode mnie skaterów, którzy przeklinali z powodu tego, że jakieś gówno znów zajęło im plac i fontannę czyli miejsce, gdzie ludzie im podobni przychodzili pojeździć. To czy ktoś przepada za Malta Festival czy jest już prywatną sprawą i nic mi do tego, ale kiedy ich rozmowa zeszła na temat co tak właściwie dzieje się na Placu Wolności, wiedziałem już, że w zasadzie ci poznaniacy (na 100%) nie mają pojęcia o istnieniu tego festiwalu. Zwieńczeniem tego całego tramwajowego podsłuchiwania był starszy pan, który wsiadł właśnie na przystanku Plac Wolności i spytał mi się czy przypadkiem nie wiem co dzieje się na owym placu. Jednak puśćmy to w niepamięć i zajmijmy się samym eventem. Malta Festival dotyczy głównie teatrów. Powstała w celu zaprezentowania spektakli plenerowych, offowych oraz eksperymentalnych. Dzisiaj wydarzenie to łączy różne dziedziny sztuki. Od teatru przez film, muzykę, aż po projekty przestrzenne miasta i przede wszystkim rozmowy. Na tym festiwalu zdecydowanie nie wyszalejemy się pod sceną, choć co roku gra kilka zespołów.  Możemy jednak poznać kulturę teatru, omówić jakiś film czy wziąć udział w warsztatach. Wydarzenie to ma też swój motyw przewodni, którym jest idiom. Co roku dobierane są filmy i występy do danego zagadnienia, które dotyczy kultury dzisiejszej. Sam brałem udział w edycji z 2014 roku, który obracał się wokół Ameryki Łacińskiej i Mieszańców, a na scenie gościli tacy artyści jak Mighty Oaks, Król, Oly, czy Low Roar. Fajne jest też to, że ten festiwal trwa zwykle około 20 dni, a sceny mimo, że w różnych częściach miasta to i tak są bardzo spójne i tworzą niesamowitą całość powiązaną z sobą pewnymi skojarzeniami czy wydarzeniami.

Transatlantyk (festiwal) wydarzenie kręcące się wokół filmu i muzyki. Boli mnie fakt, że został przeniesiony do Łodzi i w zasadzie w 2015 roku odbyła się ostatnia poznańska edycja. W zasadzie to wydarzenie nie miało nigdy na celu promowania muzyki czy filmu. Jego głównym założeniem było tworzenie silniejszych relacji w społeczeństwie właśnie dzięki wyżej wspomnianym przeze mnie dziedzinom. Poza tym odbywają się konkursy dla kompozytorów, młodych filmowców czy scenarzystów. Festiwal też prowadzi swoją galę, na której przyznaje nagrody znanym osobistością, które swoją postawą kształtują społeczeństwo. Wśród nich była na przykład Yoko Ono, której nagrodę przyznano w 2013 roku. Transatlantyk składa się z różnych sekcji, które poruszają różne zagadnienia kultury. Są to pokazy filmowe, dyskusja na temat problemów poruszanych w filmach, ocenianie gatunków filmowych czy nawet spektakle teatralne, warsztaty i kino plenerowe. Co do pleneru to podobała mi się najbardziej edycja, na której zorganizowano Kino Łóżkowe. Pomysł był świetny, a i pogoda dopisała. Ogólnie rzecz biorąc na Placu Wolności rozstawiono łóżka z baldachimami, gdzie znajdowały się projektory i wyświetlały na zawieszonej moskitierze film.



Made in Chicago Festival - jeżeli kochasz jazz to ten festiwal jest właśnie dla ciebie. Wydarzenie to łączy z sobą afrykańską tradycję, bluesa i przede wszystkim nowoczesny jazz nie zapominając przy tym o klasycznej scenie jazzowej rodem z Chicago. Mało znane wydarzenie, mimo że ma bardzo silne wsparcie władz Poznania, ambasady USA z siedzibą w Warszawie oraz władz z stanu Illions. Co roku na scenie pojawiają się młodzi i utalentowani muzycy, oraz legendy jazzu, które zazwyczaj pierwszy raz goszczą wtedy w Polsce. Plan i struktura festiwalu co roku jest taka sama. Artyści zmieniają się na scenie tak, aby zaprezentować całą historię sceny jazzowej w Chicago. Od klasyki po dziś dzień wykorzystując przy tym nieco awangardowe techniki i łącząc wokalistykę jazzowę i blues w jedno, wielkie show. Prócz zwykłych koncertów odbywają się też koncerty galowe, darmowe warsztaty i występy czołówki jazzu z Chicago.

Międzynarodowy Festiwal Rzeźby Lodowej w Poznaniu czyli jedyne takie wydarzenie w Polsce i prawdopodobnie największe w Europie. Uczestnicy pochodzący z różnych stron świata biorą udział w konkursie, który polega po prostu na rzeźbieniu w lodzie. Cały konkurs składa się z dwóch etapów, które można co roku oglądać w okresie przedświątecznym na Starym Rynku. Pierwszy etap jest indywidualny, gdzie profesjonalni rzeźbiarze konkurują między sobą walcząc o pierwsze miejsce. Każdy uczestnik dostaje tych samych rozmiarów bryłę lodową i ma określony czas, aby stworzyć z niej arcydzieło, ale jednak według danego projektu. Wygrywa rzeźba, która jest najbliższa owej tematyce. Drugi etap, który odbywa się drugiego dnia festiwalu jest etapem drużynowym, gdzie uczestnicy z różnych krajów tworzą dwuosobowe drużyny tworząc co im się żywnie podoba. Może widok samych rzeźbiarzy i ich skoków wokół lodu nie jest dla wszystkich imponujący, ale mnie zdecydowanie wciągnął zwłaszcza, że całemu wydarzeniu towarzyszy Betlejem Poznańskie i czuć już w powietrzu magię świąt (tak, tak... grzaniec sprzedają). Poza tym rzeźby (o ile jest mróz) zostają na rynku i można je podziwiać... póki nie stopnieją.

A z innych festiwali, którymi się interesowałem, ale jak dotąd nie miałem okazji brać udziału lub coś przeszkodziło mi w planach są: Poznań Poetów, Animator (Międzynarodowy Festiwal Filmów Animowanych) i Short Waves Festival. W dodatku jednym z festiwali, na którym byłem niejednokrotnie jest Poznański Festiwal Teatrów "Marcinek" organizowany przez liceum, do którego uczęszczałem. Nawet po zakończeniu szkoły odwiedziłem gmach znanego poznaniakom Marcinka. Poza tym Poznań zawsze był mocno związany z Międzynarodowym Dniem Teatru. Co roku organizowany jest przegląd w szkołach i nie tylko przedstawień teatralnych, które ocenia jury składające się z aktorów pochodzących z Poznania.

Najlepsze miejscówki pod względem wydarzeń kulturalnych     

Cytadela
Wiedz jedno - na pewno się zgubisz! Nieważne czy jesteś pierwszy raz czy może siódmy. Cytadelę należy zwiedzić całą i kilkakrotnie, aby mieć rozeznanie na tych zawiłych ścieżkach. Mimo wszystko to wstyd być (lub co gorsza mieszkać) w Poznaniu i nie odwiedzić Cytadeli. Miejsce zarówno rekreacyjne jak i historyczne, na którym wypada dobrze się zachowywać. W końcu to również cmentarz, jednak część cmentarna jest wyraźnie oddzielona od tej rekreacyjnej, którą chętnie odwiedza spora część ludzi. W tym parku możemy spotkać różne rzeźby, które zdecydowanie można przepisać sztuce nowoczesnej, ale też stare bunkry czy Muzeum Uzbrojenia. Cytadela idealnie łączy z sobą przeszłość i teraźniejszość. Poza tym, który chłopiec nie pragnie zobaczyć czołgów czy samolotów z okresu wojen. Poza "męską" częścią, park ten zawiera też "damską" (jak na moje), do której spokojnie mógłbym zaliczyć tamtejszą kawiarnię. Tarasy Cytadeli to bajkowe miejsce, które zapewne niejednej kobiecie skradło serce. Przede wszystkim większość stolików mieści się na zewnątrz, a kwiaty i ozdoby idealnie dopełniają całość. Jednak główną atrakcją są jednak ptaki. Nie mam pojęcia jakie, ponieważ nigdy nie przyglądałem się, ale stawiałbym na jakieś papużki lub kanarki (na zdjęciach zawartych na ich oficjalnej stronie widać nawet pawie). Co do wydarzeń związanych z Cytadelą to sprawa ma się tak, że niegdyś organizowane były tutaj zawody dla pupili. Liczni właściciele swoich psiaków zjeżdżali się tutaj, aby konkurować ze sobą, ale też i spędzić miło niedzielne popołudnie. Od 2017 roku rusza na Cytadeli rusza Męskie Granie, co moim zdaniem jest mega pomysłem! Niestety w tym roku chyba nie uda mi się po raz kolejny pojawić na tym wydarzeniu.

Park Adama Mickiewicza
Tego parku nie można pominąć, nawet jeśli ktoś nie chce go odwiedzić. Miejsce znajdujące się w centrum Poznania przy ulicy Fredry. Z pewnością najpopularniejszy park w Poznaniu i może przez to nieco oblegany, ale i tak wywołuje u mnie miłe wspomnienia i chętnie zaglądam do niego w letnie wieczory. Ogólnie ten park... Nic w nim nie ma. To tylko trawnik okolony chodnikiem, na którym stoją ławki. Całą magię i w zasadzie centrum parku stanowi ogromna fontanna. Jednak to nie ona jest główną atrakcją. Każdy poznaniak przychodzi do tego parku, aby usiąść na trawie, pogadać, wypić pokryjomu piwo i podziwiać przez strumień tryskającej na kilkanaście metrów wody gmach opery (jak to mówią poznaniacy) czyli Teatru Wielkiego. Wiosną fontanna przyozdobiona jest rosnącymi wokół niej tulipanami (najczęściej w barwach fioletu, co jest dla mnie dziwne, bo człowiek to zawsze znał tylko czerwone i żółte tulipany w ogródku babci), a w późniejszych miesiącach jakimiś innymi kwiatami, w tym między innymi sałatą. A przynajmniej właśnie tak wygląda ta roślinka, która raczej pojawia się wokół fontanny u schyłku wakacji. Często również goszczą w tym parku różnego rodzaju atrakcje. Na przykład promowanie wierszy, gdzie na plastikowych chmurkach zamieszczone były jakieś utwory lub hasła dające nam do myślenia. Akcja ta była zorganizowana przez Poznań Poetów. Co roku również układane są dywany kwiatowe, które każdej wiosny przybierają inny kształt. W pierwszej edycji były to podajże poznańskie koziołki. Wszystkie wzory łączy jednak jedno: stworzone są z tulipanów... i to z ponad miliona tulipanów!

Park Thomasa Woodrowa Wilsona
Dużo osób nie przepada za tym parkiem, jednak ja go bardzo lubię, ponieważ prócz klasycznej fontanny, stawku i dodatkowo ścieżek okolonych kamieniami przypominających górskie mini trasy ma coś czego żaden inny park nie ma. Jest to muszla koncertowa i Palmiarnia Poznańska. Poza tym dojazd jest bardzo łatwy i bezpośredni. Z dworca można dojść do tego parku nawet w 10 minut, a tramwajem (o ile przyjedzie) jest jeszcze szybciej! Jeśli mowa jednak o wydarzeniach to w samym parku raczej nic nie ma, a przynajmniej ja się z niczym nie spotkałem. Nawet jeśli centrum parku stanowi wspomniana muszla. Większość eventów dotyczy raczej palmiarni, w której dzieją się cuda niewidy. Zaczynając od wystaw egzotycznych gadów, owadów i muszli po imprezy halloweenowe. Ostatnio zorganizowana była nawet Noc w Palmiarni, jednak samo wydarzenie powinno nazywać się Noc w Kolejce. Ilość zainteresowanych może wcale nie przerosła oczekiwań organizatorów, jednak zdecydowanie przerosła możliwości samego budynku, do którego można było wpuścić jedynie kilkunastoosobową grupę zwiedzających.

Plac Wolności
Wspomniany już niejednokrotnie wcześniej plac, jest w zasadzie (według mnie) sercem wszystkich tych wydarzeń. Nie da się ukryć, że większość wspomnianych przeze mnie eventów odbywała się właśnie na Placu Wolności. Samo to miejsce jest taką pierwszą myślą, każdego kto wpada na pomysł, aby coś zorganizować. Akcja Mam Haka Na Raka? Start przemarszu lub jego koniec zawsze odbywał się na owym placu. Tańce, flash moby, festiwale baniek mydlanych, wstążek i pokazy mody... wszystko rozgrywało się na płytkach chodnikowych tego miejsca. W 2017 roku na Placu Wolności zadebiutowała także świąteczna wioska, a w 2012 roku zbudowano na nim strefę kibica. Jednak co z tym miejscem, kiedy nic się nie dzieje? Plac jak plac. Niegdyś po prostu trochę przestrzeni w zabudowie miejskiej, dzisiaj miejsce spotkań wielu osób. Szczerze mówiąc brakowało tam fontanny i na całe szczęście powstała! Opalanie na deskach "pomostu", jazda na deskach, rolkach, pluskanie się w kroplach spadającej wody to teraz codzienność poznaniaków.



Stary RynekTo zdecydowanie serce Poznania i nie tylko pod względem wydarzeń. Jednak nie da się ukryć, że sporo takich eventów jest tutaj organizowanych, a Plac Wolności jest ogromnym konkurentem dla Rynku. Chociażby Sylwester odbywa się również na placu, co w większych miastach jest z pewnością normalne. My, dzieci spod Poznania nauczyliśmy się, że wszelkie imprezy są na rynku i to właśnie trochę boli, kiedy tak piękny poznański rynek pozostaje w cieniu. Ludzi spacerujących uliczkami serca Poznania jednak nie brakuje. Ba! Jest ich nawet za dużo. Stary Rynek słynie z flash mobów, ulicznych grajków, rysowników, a także straganów z pamiątkami i licznych ogródków, restauracji i pubów. Jednak zdecydowanie najbardziej popularne na Starym Rynku są Koziołki! Nie da się też ukryć, że największą grupę turystów przyciągają jarmarki bożonarodzeniowe czy też świętojańskie. A kto by pogardził grzanym winem w mroźny dzień grudnia?

Stara Rzeźnia
Czyli miejsce totalnie opuszczone, jednak wciąż żywe. Rzeźnia jak sama nazwa wskazuje była miejscem uboju zwierząt wybudowanym ponad 100 lat temu. Czasami organizowany był tam targ i chyba stąd wzięła się tradycja dzisiejszych jarmarków staroci. Od kilku lat na terenie rzeźni organizowane są również targi świąteczne (bożonarodzeniowe i wielkanocne), gdzie twórcy wystawiają swoje rękodzieła. Osobiście wolałem, kiedy rzeźnia wcielała się w rolę hali koncertowej. Akustyka marna, ale za to jaki klimat! Imprezy, alkohol, piana i tańce nie miały końca w letnie wieczory, a kilka edycji Męskiego Grania zorganizowanego właśnie na terenie Starej Rzeźni musiało być jednym z bardziej wyjątkowych w Polsce. Nie mam jednak co porównywać, ponieważ nigdy nie byłem na tym wydarzeniu w innym mieście niż Poznań.

cdn.

1 komentarze